Uważam, że jest trochę taki sobie, ale może jednak Wam się spodoba. Niestety musiałam coś takiego napisać, żebym mogła napisać kolejny rozdział. Postaram się, żeby był ciekawszy.
Zagadka: Kim są tajemnicze postacie, które spotka Hermiona? Odpowiadajcie w komentarzach :)
Pozdrawiam,
Wasza Carrie
Nieletni z dala od czerwonych napisów !!!
Czytam = komentuję
________________________________________
Spacerowała po lesie. Nawet nie
zauważyła, że zrobiło się ciemno i zimno. Objęła się ramionami i ruszyła w
drogę powrotną. Wtedy do niej dotarło, że każde drzewo wygląda tak samo, a ona
chyba się zgubiła. Zaczęła szukać różdżki. Nie było jej. Zrozpaczona pobiegła
przed siebie. Zrozumiała, że to był błąd.
Ciemna postać stanęła przed nią z
różdżką w ręce.
- Kim jesteś? - Zapytała, ale
mężczyzna, a przynajmniej tak jej się wydawało, nie dał odpowiedzi. W świetle
księżyca, które jakoś przedarło się przez korony drzew dostrzegła znajomy ruch
nadgarstka. Chciała krzyknąć, ale w tym momencie mężczyzna w czarnej pelerynie
runął na ziemię. Chyba był martwy. Ale jak? Dopiero po chwili go dostrzegła.
Stał przy drzewie i się uśmiechał łagodnie w jej stronę.
- Nic ci nie jest? - Zapytał z
czułością. Znała ten głos.
Podążyła w jego kierunku. Nie
myślała, co robi, tylko się przytuliła. Poczuła tak bardzo znajomy zapach.
Tylko skąd go znała.
- Kocham cię, Hermiono. - Ten sam
głos powiedział jej to samo w szpitalu. Tak, doskonale pamiętała ten moment.
Właściciel głosu był niesamowicie pociągający. Pragnęła, żeby ją pocałował tu i
teraz.
Otoczenie się zmieniło. Była w
swoim dormitorium w Hogwarcie. Razem z nim. Teraz zauważyła jego stalowe
tęczówki, które wpatrywały się w nią z pragnieniem. Ona pewnie tak samo
wpatrywała się w niego. To był mężczyzna dla niej.
Jego blade wargi musnęły jej
usta, które zapłonęły żywym ogniem. Objęła go i zaczęła oddawać każdy
pocałunek. Poczuła jego dłonie na swoich plecach. Nawet nie zauważyła, kiedy
zdjął jej koszulkę. Jego dotyk był taki gorący. Pragnęła go.
Obudziła
się gwałtownie. Co do cholery? Zrozumiała, że obudził ją głośny łomot. Ktoś
próbował wejść do środka. Szlag. A miała taki piękny sen.
-
Chwileczkę. - Krzyknęła i ruszyła w poszukiwaniu jakiejś bluzki i spodni. Kiedy
już mniej więcej doprowadziła się do ładu, otworzyła drzwi.
- No
w końcu. Jestem ... - Głos mu zamarł, kiedy obrzucił ją spojrzeniem od stóp do
głów. - Wow. To znaczy. Jestem Hubert Adams.
- Jak
w tym filmie.
-
Tak, tylko pisze się przez jedno d. I nie jestem tak psychopatyczny. Chyba.
Roześmiała
się.
-
Hermiona Granger. Rozgość się. - Powiedziała, wskazując gościowi fotel. - Co
cię sprowadza?
-
Mamy razem pracować.
-
Serio?
-
Tak. O ile nie przeszkadza ci, że będziesz pracować ze zwykłym człowiekiem.
- To
znaczy?
- Nie
jestem czarodziejem.
- To
skąd o nas wiesz?
-
Zatrudnili mnie, bo mają problem ze złapaniem tego faceta. Mam służyć za
przynętę.
- Nie
boisz się zobaczyć smoka?
-
Raczej nie. Sam nie wiem. Jestem trochę ciekawy.
- I
wiesz, że po wszystkim wymażą ci wspomnienia?
- Nie
zrobią tego.
-
Skąd wiesz?
-
Pracuję z nimi od lat. Ja i jeszcze dwóch moich znajomych.
-
Dobrze wiedzieć, że ministerstwo zatrudnia mugoli do pracy z czarodziejami.
W tej
chwili była wściekła na swojego szefa. Raz, mógł ją uprzedzić, że będzie miała
towarzystwo. Dwa, że to towarzystwo jest mugolem.
-
Napijesz się czegoś?
-
Kremowego piwa.
-
Zaraz sprawdzę, czy mam.
Jak
na zawołanie znalazła w lodówce dwie butelki. Przelała je do szklanek.
Ktokolwiek wyposażał ten dom, zapomniał, że piwo się pije z kufli.
-
Dzięki.
- Nie
ma sprawy. To mówisz, że już jest gotowy plan?
-
Tak. Ja służę za przynętę, a ty go łapiesz. Będziemy udawać parkę mugoli na
spacerze. To znaczy ja nie muszę udawać.
Jego
uśmiech jej się spodobał. Zupełnie jak brązowe oczy i czarne włosy. Tą czupryną
nawet przypominał trochę Harry'ego. Tylko, że był zupełnie inny od Wybrańca.
Zastanowiła się, czy nie powinna mu odpisać i podziękować za prezent, ale stwierdziła,
że zrobi to później.
-
Słuchaj, zamierzałam sobie zrobić śniadanie. Też chcesz?
- Nie
dzięki. Jadłem po drodze.
Rozmawiała
z Hubertem jeszcze kilka ładnych godzin. Dowiedziała się, że ma trzydzieści
jeden lat i nie ma dziewczyny, co wprawiło ją w świetny nastrój. Była
singielką i chyba mogła sobie pozwolić na niewinny flirt. Tym bardziej, że jej
nowy znajomy był nawet całkiem przystojny. Co prawda nie był niewiadomo jak
umięśniony czy tam wysportowany, ale jednak na swój sposób atrakcyjny. Najbardziej
chyba podobał jej się jego ciemny, kilkudniowy zarost. Ciekawe, jak bardzo
kłuje w czasie pocałunku. Hermiono, co się z tobą dzieje, zbeształa się w
myślach. Przecież ty go prawie nie znasz.
Mimo
wszystko rozpoczęła grę i z zadowoleniem zauważyła, że on ją podejmuje.
Wiedziała, że to będzie kolejny przelotny romans, ale nie mogła się oprzeć. Tak
dawno nie miała nikogo, że już zaczynała zapominać, jak to jest.
-
Chyba już pójdę. - Stwierdził nagle, kiedy dosłownie milimetry dzieliły ich
usta. Młoda kobieta była tym zachowaniem trochę zdezorientowana, ale pozwoliła
mu się oddalić. Może miał jakieś ważne powody.
-
Wpadniesz jeszcze?
-
Pewnie tak. - Uśmiechnął się znowu w ten uroczy sposób.
-
Tylko tym razem uprzedź.
- A
masz telefon?
Podała
mu numer bez wahania. I tak go zmieni zaraz po powrocie do domu.
-
Dzięki. I wiesz. Przepraszam za tamto.
- Nie
rozumiem.
- Że
się tak nagle odsunąłem. Nie bierz sobie tego do siebie. Jesteś piękną kobietą,
ale jaką przyszłość masz z mugolem. Poza tym komuś się to może nie spodobać.
Zarumieniła
się pod wpływem jego słów. Nie powinna od razu zakładać, że jest wolny. Ale
zaraz! Przecież to on powiedział, że nie ma dziewczyny. A może wiedział, jak to
będzie. Zajmą się sobą, a kiedy misja zostanie zakończona, ona spakuje się i
wyjedzie, a on zostanie sam. Poza tym czarownica i mugol? Nie żeby miała coś
przeciwko. W końcu sama pochodziła z takiej rodziny.
Zastanawiała
się, dlaczego do tak prostej misji zatrudnili zwykłych ludzi. Przecież nie
zapowiadało się nawet na to, żeby ona miała się jakoś szczególnie wykazać.
Dostała
wiadomość SMS: "Jeszcze raz przepraszam. Co powiesz na obiad w pobliskiej
restauracji? Ja płacę". Zgodziła się i poszła się przebrać. Dżinsy i luźna
koszulka zostały zastąpione przez obcisłą czarną sukienkę do kolan. Do tego
dobrała czarne szpilki. Założyła swój czerwony płaszcz i mając nadzieję, że nie
zmarznie, wyszła na zewnątrz. Zimny wiatr smagał jej twarz. Cudowna pogoda,
pomyślała ironicznie. Pożałowała, że nie chciało jej się gotować. Teraz będzie
za to pokutować.
-
Witam ponownie. - Uśmiechnęła się do niego.
-
Cześć. Jeśli nie masz nic przeciwko, to zaprosiłem jeszcze dwójkę znajomych.
Powinni być za piętnaście minut. Polubisz ich.
-
Skąd ta pewność?
-
Zaufaj mi.
-
Jako, że znamy się od kilku godzin, to ciężko od razu ufać.
Tym
razem to on się uśmiechnął, ale tylko na chwilę. Widać było, że chce coś
powiedzieć, ale nie jest w stanie. Nie chciała naciskać, więc siedzieli w
ciszy, dopóki nie pojawił się kelner. Zamówili po kieliszku wina.
- To
gdzie twoi znajomi?
- Już
idą. O tam są. - Wskazał w stronę wejścia, a ona zakrztusiła się winem.
- To
są twoi znajomi?
-
Tak, a co?
-
Zupełnie nic.
Popatrzyła
w stronę tamtych ludzi i starała się ukryć łzy cisnące się do oczu.
*-*-*
Otoczyły go zwiewne postacie.
Chwycił jedną z nich. Była tak bardzo do niej podobna. W tym momencie reszta
zniknęła.
- Pragnę cię. - Usłyszał jej
głos.
Łzy cisnęły mu się do oczu. Nie
powinien teraz płakać. Jest facetem do cholery! Przyciągnął ją do siebie i
namiętnie pocałował. Spojrzała na niego z uśmiechem.
- Tęskniłam za tobą, Draco.
- Stary, wstawaj. - Co Blaise
robi w tym śnie? Dopiero po chwili zrozumiał, że już nie śpi.
-
Czego chcesz?! - Krzyknął. Był zły. Od tak dawna nie spał tak spokojnie. Już
dawno nie czuł się tak dobrze. Każdy z tych dementorów odbierał mu całą radość.
Wieczny deszcz obijający się o kraty jego celi, zimno i brak słońca.
Zastanawiał się, jakim cudem nie zdołał zwariować. Przy tych ciągłych krzykach
i jękach. Słyszał swojego ojca, który tracił rozum. Synowi nie było mu go żal.
To, jak traktował jego i matkę. Smaż się w piekle, tatusiu.
-
Lecimy na Pokątną. Zbieraj się. - Zabini przerwał mu rozmyślania.
- Po
co?
-
Musisz wybrać trochę kasy.
No
tak. Nie miał przy sobie ani złamanego knuta. Poza tym wypadałoby sprawić sobie
jakieś ciuchy. Teraz jeszcze musiał pożyczyć coś od kumpla, bo te, w których
przybył z Azkabanu nie nadawały się nawet jako szmata do podłogi.
Pomaszerował
w kierunku łazienki. Chciał wziąć szybki prysznic. Włączył mu sie chyba jakiś
syndrom czystości czy coś. Miał wrażenie, że jest brudny i musiał się umyć.
Zazwyczaj korzystał z kąpieli tylko wieczorem. W końcu byli gotowi na podbój
sklepów. Wzdrygał się na tą myśl. Nienawidził zakupów, ale nie miał wyjścia.
Trzeba jakoś wyglądać przy spotkaniu Granger.
Był
pod wrażeniem, kiedy otwarto jego skrytkę w banku. Okazało się, że cały majątek
rodziców został przeniesiony do jego skrytki. Zupełnie, jakby ojciec był już
martwy. Tyle złota to nie ma pewnie nawet sam Wybraniec.
Tak
długich zakupów nie robił chyba nigdy. Kiedy już wyszedł z ostatniego sklepu z
naręczem przeróżnych koszul, koszulek, spodni i innych, był tak wykończony, że
jedynie marzył tylko o ciepłym łóżku. Tym bardziej, że bez przerwy padało.
Nienawidził jesieni. Dla niego to najsmutniejsza pora roku.
- Co
powiesz na Kremowe Piwo?
-
Najpierw odeślę te rzeczy. No gotowe. - Zatarł ręce, kiedy po wypowiedzeniu
zaklęcia, zakupy zniknęły. Uwielbiał być czarodziejem.
Weszli
do jakiegoś baru. Nie znał go. Musieli go niedawno otworzyć. Oczywiście zamiast
Kremowego Piwa, zamówili całą butelkę Ognistej Whiskey. Przyjemnie paliło w
gardło. Już zapomniał, co to alkohol. Postanowił sobie, że dzisiaj się upije.
Musi przecież opić zakończenie odsiadki. Mieli to zrobić już wczoraj, ale w
domu tej przyjaciółki Diabła znaleźli tylko pół butelki wina. Dziewczyny.
Ciekawe, czy Granger też piła wino. A może jest jedną z tych, co nie gardzą
czymś mocniejszym?
Pół
godziny później zamówili kolejną butelkę. Byli już nieźle wstawieni, chociaż
nie było jeszcze wieczora.
Nagle
przyuważyli dwie dziewczyny. Niezbyt ładne, ale też nie najgorsze. Obie
blondynki. Jedna z nich co chwilę obracała się w ich stronę i uśmiechała do
Draco. Za każdym razem, kiedy zauważyła, że on się jej przygląda, odwracała wzrok,
a jej twarz była purpurowa.
- Mam
ochotę na tę małą. - Powiedział do Zabiniego. - Zajmij się jej przyjaciółką.
- Z
przyjemnością.
Zanieśli
się pijackim śmiechem.
-
Drogie panie, co powiecie na zmianę lokalu? - Spytał Blaise z uroczym
uśmiechem. Doskonale wiedział, jak on działa na kobiety.
- No
nie wiem. Nie znamy panów.
- Jestem
Ian, a to mój kumpel Alex.
Dzięki
wielkie, pomyślał Draco. Dlaczego spośród wszystkich imion na świecie, kumpel
wybrał dla niego takie prozaiczne.
-
Jestem Lisa, a to moja siostra Isabella. - Ta druga spłonęła rumieńcem, kiedy
Draco zwrócił się w jej stronę. Pocałował ją w rękę.
-
Masz piękne imię. - Zachichotała. W tym momencie młody Malfoy zaczynał się
zastanawiać, czy dobrze robi. Była taka niewinna.
Po
krótkiej rozmowie dziewczyny zgodziły się pójść z nimi.
- To
mój pierwszy raz. - Powiedziała dziewczyna, kiedy znaleźli się już w sypialni.
Blondyn zastanawiał się, jak ona ma na imię. Zresztą, co za różnica. To tylko
na jedną noc Musiał przestać myśleć o innej czarownicy. Pociągnął jeszcze łyk
Ognistej. Ona podążyła jego śladem.
Powoli ją rozebrał. Patrzył, jak jej oddech przyspiesza. Starał
się być delikatny. Nie chciał jej wystraszyć. Powoli w nią wszedł. Stłumił jej
krzyk pocałunkiem, a potem powoli zaczął się w niej poruszać. patrzył jak jej
ból zostaje zastąpiony przez przyjemność. W końcu on, Draco Lucjusz Malfoy,
potrafił dać rozkosz dziewczynie.
Po
wszystkim zasnęli.
Draco
jeszcze nie wiedział, że śpią w tym
samym łóżku, w którym spędza noce Hermiona.
Coo ? ! Draco tak bardzo kocha Hermionę, ze zdradza ją z pierwszą napotkaną dziewczyną? No tego się nie spodziewałam ... Hermionę jestem w stanie zrozumieć, bo to nawet nie pamięta....ale on...No brakuje mi słów....chyba powoli przestaje to lubić...
OdpowiedzUsuńPrzestaje go * lubić..
UsuńNoo właśnie....zagadka.... pewnie nie trafię z odpowiedzią ale.....obstawiam rodziców Hermiony
OdpowiedzUsuń