W tej szkole chyba nie można było przeżyć bez coraz to
innych plotek, którymi żyła potem tygodniami cała społeczność uczniowska. Tym
razem ofiarą padł niczego jeszcze nieświadomy Malfoy. Zmierzał właśnie w kierunku
Wielkiej Sali i marzył o tym, żeby w spokoju zjeść kolację. Poprzednie posiłki
spożył w swoim dormitorium. Po pijaństwie z kumplami i nocą pełną wrażeń czuł
się wprost okropnie, a najgorsze było to, że cudowny eliksir na kaca gdzieś
wyparował. Zrezygnowany połknął trochę proszków przeciwbólowych i położył się
spać. Miał gdzieś te głupie lekcje. Potem będzie szukał wytłumaczenia. Zresztą
w tym stanie i tak by się wiele nie nauczył.
Gdy tylko wszedł, w Wielkiej Sali zapanowała cisza.
Rozmowy zostały przerwane, a wszystkie oczy zwróciły się w jego kierunku. Nie
miał pojęcia, o co chodzi, ale wiedział, że z pewnością nie będzie to miła
wiadomość. Zignorował spojrzenia uczniów i usiadł koło Zabiniego.
- Cześć, stary. Możesz mi wytłumaczyć, o co im wszystkim
chodzi? – Spytał go szeptem, a Diabeł spojrzał na niego, jakby ten spadł z
kosmosu.
- Tu nic nie wiesz?
- O czym nic nie wiem?
W momencie, kiedy przyjaciel zamierzał mu
odpowiedzieć, przybiegła Astoria i rzuciła mu się na szyję.
- Tak mi przykro, Dracusiu. Czy mogę ci jakoś pomóc?
- Możemy pogadać? – Rzucił do Zabiniego, chwycił
naprędce kanapkę i wyszedł na korytarz.
- Zanim o cokolwiek zapytasz, przeczytaj. – Blaise
podstawił mu pod nos artykuł z Proroka Codziennego, a Draco o mało nie
zakrztusił się kanapką.
NARCYZA MALFOY NIE ŻYJE!!, głosił
nagłówek.
Poprzedniego dnia w godzinach wieczornych sąsiad
odnalazł martwe ciało Narcyzy Malfoy, żony Lucjusza, byłego Śmierciożercy.
- Na Narcyzę zostało rzucone mordercze zaklęcie. Można
też zauważyć ślady po doznanych torturach. – Mówi jeden z Aurorów.
- Nie ma jednak śladów włamania, co znaczy, że ofiara
doskonale znała sprawcę. – Wypowiada się następny.
(…)
Rodzinie składamy szczere kondolencje.
- Niemożliwe.
- Tak mi przykro, stary. Lubiłem twoją matkę.
Draco kiwnął potakująco głową i bez słowa się oddalił.
Skierował się w stronę swojej sypialni i rzucił się na łóżko. Cały dygotał, a z
oczu płynęły mu łzy. Czuł żal, ból i poczucie winy. Gdyby nie zechciało mu się
kończyć szkoły, jego matka nadal by żyła. Obroniłby ją. Był wściekły na siebie
za złamane słowo. Kiedy jego ojca skazali na Azkaban, on obiecał sobie, że nikt
nie skrzywdzi jego matki. Był za nią odpowiedzialny i zawiódł. Ślady po
torturach. To zdanie huczało mu w głowie. Ile musiała wycierpieć, zanim
zginęła? Kim był ten człowiek, który odebrał mu matkę. Odebrał mu jedyną osobę,
którą on kochał i która kochała jego. Była jedyną ważną osobą w jego życiu.
Pokazała mu, że w życiu nie liczy się władza. Dzięki niej poznał, że świat to
coś więcej niż pieniądze. Dla niej się zmienił. A teraz został całkiem sam. Sam
jak palec.
Zrozpaczony rzucił poduszką. Rozległ się brzdęk
tłuczonego szkła. Wtedy do głowy przyszła mu myśl, że miło będzie się od tego
wszystkiego uwolnić.
Wziął jeden z większych kawałków szkła i podwinął
rękawy. Długo się namyślał. Czy na pewno tego chce? Nigdy dotąd nie myślał o
czymś takim. Przypomniał sobie matkę w kałuży krwi.
Zadał pierwsze cięcie i z fascynacją obserwował
czerwoną krew spływającą o bladej skórze. Ból fizyczny pozwalał mu zapomnieć o
ty psychicznym. Drugie cięcie. Więcej krwi. Spłynęła po nadgarstku i cicho
opadła na podłogę.
- Draco, nie!
Widział przerażenie malujące się na jej twarzy.
*-*-*
Cały dzień była niespokojna i nawet w ramionach
chłopaka nie mogła się uspokoić. Powodem jej zdenerwowania był pewien Ślizgon,
który postanowił zignorować nauczycieli i posiłki w Wielkiej Sali. Była
przekonana, że jest przejęty śmiercią matki, ale bała się, że coś mu się stało.
- Skarbie, w porządku? – Spytał ją Wiktor.
- Nie widzę nigdzie Malfoy’a. Widziałeś go może?
- A po co ci on? Masz mnie. – Uśmiechnął się, ale jej
nie uspokoił.
Zabrał ją do swojego pokoju.
Pocałunkami starał się ją zachęcić, żeby położyła się
razem z nim, ale dziewczyna nie miała na to ochoty. To było dosyć dziwne, bo
nigdy mu nie potrafiła odmówić. Dzisiaj jednak cały czas bała się o Malfoy’a.
Dlaczego? Przecież nie była dla niego nikim więcej niż koleżanką. Na lekcjach
ignorowała fakt, że nie przyszedł. Uznała, że to skutek jakiejś popijawy z
kumplami. Chociaż Blaise pojawił się na zajęciach.
Dopiero w trakcie obiadu dowiedziała się z plotek, że
matka Draco nie żyje. Nagle jego nieobecność wydawała jej się jak najbardziej
naturalna. W końcu uczniowie nie daliby mu żyć. Niecodziennie ginie członek
takiej rodziny, jaką byli Malfoy’owie.
- Jedną szmatę mniej. – Powiedział na głos Ron i
zaczął rechotać razem z Lavender, która siedziała u niego na kolanach. Była
nową zabawką Weasley’a i jeśli myślała, że tamten myśli o niej poważnie, to się
myliła. Jemu stale zależało na Hermionie. W końcu obrazek Wielkiej Trójcy razem
plus Ginny to świetna reklama dla jego rodziny. Przez związek z Lavender Brown
chciał pokazać Mionie, co straciła i wywołać u niej zazdrość. Był pewny, że
dziewczyna ukrywa uczucia i pewnie w środku cała się gotuje.
Hermiona jednak chciała jak najszybciej porozmawiać z
Draco. Chciała być dla niego wsparciem. Jednak gdy zapukała w drzwi wiodące do
jego sypialni, odpowiedziała jej głucha cisza. Drzwi były zamknięte i nic nie
świadczyło o tym, żeby blondyn tam przebywał.
- Kochanie, wszystko w porządku? – Z zamyślenia wyrwał
ją głos Kruma. – Nie żeby mi na tym zależało, ale pierwszy raz mi odmawiasz.
Był nieprzyzwyczajony do tego, że nie mógł mieć tego,
czego chciał. A w tym momencie pożądał swojej dziewczyny.
- Przepraszam. Zamyśliłam się.
- Nic nie szkodzi.
Pocałował ją delikatnie i czekał, aż dziewczyna w
końcu odwzajemni pocałunek. Powoli stawała się coraz bardziej chętna na ich
wspólne igraszki. Zdjęła mu koszulkę i podziwiała jego umięśnione ciało. Czuła
jego język na swojej szyi i dłonie od nowa poznające jej ciało.
- Chciałbym z tobą porozmawiać. – Powiedział chłopak,
kiedy już leżeli zmęczeni.
- O czym?
W tym momencie w okno zapukała szkolna sowa. Hermiona
wpuściła ją do środka i odwiązała list przywiązany do nóżki ptaka.
- Wybacz, kochanie, ale muszę iść. To od McGonagall.
- Idź. Pogadamy innym razem.
Ubrała się szybko, pocałowała w usta i szybkim krokiem
ruszyła w stronę gabinetu dyrektorki.
- Jestem, pani profesor.
- A gdzie pan Malfoy?
- Nie wiem.
- Trudno. Najwyżej mu wszystko przekażesz razem z
wiadomością o odjęciu mu pięciu punktów za niewstawienie się na wezwanie.
Sprawa jest poważna.
- Słucham.
- Potrzebuje osoby, która dokładniej przyjrzy się
działaniom pana Wiktora Kruma.
- Nie rozumiem.
- Pan Krum przybył do nas w poszukiwaniu brata Hagrida
z polecenia Ministerstwa Magii. Jednak Minister Magii zaprzecza, żeby taka
misja była w ogóle w raportach. Nikt go nie przysłał i chcę się dowiedzieć,
jaki jest konkretny cel jego wizyty. Zauważyłam też, że pani i pan Malfoy
przyjaźnicie się z Wiktorem, co pewnie ułatwi nam tą sprawę.
- To Graup nie zaginął?
- Kto to jest Graup?
- Brat Hagrida.
- Nie. Jest w górach z innymi olbrzymami. Hagrid jest
już w drodze powrotnej. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to będzie już w
przyszłym tygodniu.
- Aha. – Stwierdziła mało inteligentnie Hermiona.
- To podejmujesz się tego zadania?
- Co? Tak, jasne. To znaczy tak, pani profesor. –
Plątała się dziewczyna.
- Możesz już odejść.
Szła zamyślona korytarzem i nawet nie zauważyła, że na
kogoś wpadła.
- Cześć. – Blaise wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu.
- O cześć. Nie zauważyłam cię.
- Co ty taka nieprzytomna?
- Nieważne. Co u ciebie?
- Martwię się o Smoka.
- To znaczy?
- Dziwnie się zachowywał, kiedy powiedziałem mu o śmierci
Narcyzy. Takiego go jeszcze nie widziałem. Mogłabyś sprawdzić, czy wszystko z
nim w porządku? W końcu mieszkacie obok siebie, a ja mam jeszcze coś do
załatwienia.
- Nie ma sprawy
- Jesteś najlepsza. – Pocałował ją w policzek i
zniknął za zakrętem.
Przez całą drogę do dormitorium myślała o tym, co
powiedziała jej dyrektorka. Teraz jak nad tym myślała, to faktycznie
poszukiwanie olbrzyma nie miało sensu. Przecież kogoś tak wielkiego nie da się
zgubić. A jednak Wiktor przepadał na całe dnie gdzieś w Zakazanym Lesie. Musi z
nim koniecznie o tym z nim porozmawiać. Jakie jej chłopak miał przed nią
tajemnice?
Zatrzymała się przed drzwiami. Z tego wszystkiego
zapomniała, jakie jest hasło. Ostatnio się zmieniło po raz kolejny.
- Miniaturowy smok. – Powiedziała do portretu jakiegoś
rycerza. Trafiła. Portret uchylił się, odsłaniając przejście.
Wykończona całym dniem usiadła na miękkiej sofie w
salonie. Miała coś zrobić, ale zapomniała, co to takiego. Wiedziała tylko, że
będzie musiała koniecznie pogadać z Wiktorem. A może właśnie chciał jej
powiedzieć wszystko, kiedy dostała wiadomość? Możliwe, że straciła szansę na
wyjaśnienia. Ale skąd mogła wiedzieć, że ta jego misja to jedna wielka ściema.
Miała nadzieję, że mimo wszystko z nią jest z powodu uczucia, a nie seksu. Nie
chciała znowu przeżywać kolejnego zawodu, ale jeśli on jej nie kocha, to będzie
musiała go zostawić. A czy ona go kochała? Podobał jej się. Był kochany i
troskliwy. Dbał o nią zawsze jak o księżniczkę. Do tego cudowny kochanek. Ale
nie wiedziała, czy może powiedzieć, że go kocha. Z pewnością jej imponował i
był przystojny. Ale coś przed nią ukrywał, a ona musiała wiedzieć, co. Nie z
powodu polecenia McGonagall, ale dla siebie. Chciała szczerości w związku, a on
z pewnością nie był szczery.
Nagle usłyszała brzdęk tłuczonego szkła. Drgnęła
przestraszona i rozejrzała się wokół. Dźwięk dochodził z sypialni Malfoy’a.
Teraz sobie przypomniała, że Blaise ją prosił o sprawdzenie jego stanu
psychicznego. Tłuczenie szkła raczej nie należało do bodźców zachęcających do
otwarcia drzwi. Bała się, jaki widok zastanie.
- Draco, nie! – Krzyknęła przerażona, kiedy zobaczyła
chłopaka z zakrwawionym szkłem w ręce, krwawiącym nadgarstkiem i drugą ręką
gotową do zadania kolejnej rany.
- Wyjdź. – Powiedział i zamierzał znowu przeciąć
skórę, tym razem głębiej, kiedy szkło wyleciało mu z ręki i zniknęło. Spojrzał
ze złością na Hermionę, która jeszcze nie zdążyła schować różdżki.
- To nie jest wyjście. – Wyszeptała i po chwili
namysłu usiadła obok niego.
- A co mam zrobić?
- Prawda jest taka, że niewiele możesz. Ale nie możesz
się z tego powodu okaleczać.
- Nie zamierzałem się okaleczać. – Powiedział
lodowatym głosem. Odpowiedź przeraziła dziewczynę. Gdyby zajrzała tu później,
to kto wie, co by się wydarzyło.
- Nie możesz się zabić.
- Dlaczego? Zostałem sam. Ojciec w Azkabanie, a matka
nie żyje.
- Wiem, że słowa w stylu wszystko będzie dobrze nic
nie załatwią, ale chcę żebyś wiedział, że masz mnie. Mogę? – Wskazała na
krwawiącą rękę, a on zezwolił skinięciem głowy.
Jednym machnięciem drewnianego patyka oczyściła ranę,
a drugim uleczyła.
- Dziękuję.
Wiedziała, że nie mówi o ręce. Złączyła swoją dłoń z
jego i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Obiecaj mi, że nigdy więcej tego nie zrobisz. –
Zażądała.
- Ja… Obiecuję. – Powiedział po dłuższej przerwie.
Wiedział już, że to było głupie.
- Dlaczego nie jesteś z Wiktorem?
- Potrzebujesz mnie. – Wyrzuciła z siebie, zanim
pomyślała i miała ochotę się schować do jakiejś mysiej nory. Czuła, że gorąco
oblewa jej policzki. – Tak właściwie to dostałam wezwanie od McGonagall. A
właśnie. – Przypomniała sobie. – Odjęła ci pięć punktów za niewstawienie się na
wezwanie.
Wzruszył ramionami. Nie zależało mu na punktach. I tak
Puchar Domów zgarnie Gryffindor dzięki sławnemu Potterowi. W obecnej chwili
miał to gdzieś. Strata matki za bardzo bolała, żeby przejmował się głupimi
punktami.
- O co chodziło? – Zapytał od niechcenia. Chciał
zapełnić głowę czymś innym niż Narcyza i potencjalni mordercy.
Ciężko jej było o tym mówić. W końcu Wiktor to jej
chłopak. Co Draco sobie pomyśli? Najpierw ta sytuacja z Ronem, teraz Krum. Czy
ona miała na czole wypisane „szukam kretyna”?
- Mamy się dowiedzieć, co Wiktor robi w zamku. Ponoć
misja dotycząca znalezienia Graupa to tylko pic na wodę i fotomontaż.
- Tak myślałem.
- I nic mi nie powiedziałeś?
- Jesteś w niego wpatrzona jak w obrazek. Od razu byś
mnie wyśmiała.
Czyżby usłyszała nutkę rozgoryczenia w jego głosie?
Zapadła chwila dosyć niezręcznej ciszy. Cały czas
widziała w jego oczach ten przejmujący żal.
- Zabiję go. – Stwierdził z determinacją.
- Kogo?
- Mordercę mojej matki.
- Draco, to ci jej nie zwróci.
- Wiem.
- Zemsta nie jest dobrym rozwiązaniem.
- A co ty możesz o tym wiedzieć? Ty masz rodziców i
przyjaciół. A ja straciłem jedyną ważną osobę w moim życiu.
- Może i mam rodziców, ale oni mnie nie pamiętają. – W
jej oczach pojawiły się łzy. Od nowa przeżywała ostatnie spotkanie z rodzicami,
kiedy to wymazała im pamięć.
- Nie rozumiem. Jak to?
- Wymazałam im pamięć. Nie wiedzą, że mają córkę.
- Ale dlaczego?
- Chciałam ich chronić podczas wojny z Voldemortem.
Kiedy wróciłam do domu, ich nigdzie nie było. Szukałam ich wszędzie, ale jakby
zapadli się pod ziemię.
- Przykro mi. Nie wiedziałem.
- Nie mogłeś tego wiedzieć. – Uśmiechnęła się.
- Ale to nie zmienia faktu, że nie może mu to ujść
płazem.
- Jeśli zabijesz, staniesz się taki sam, jak on.
Naprawdę tego chcesz?
Patrzyła mu prosto w oczy. Widziała, jak tysiące uczuć
następuje jedno po drugim.
- Jestem tutaj. – Powiedziała miękko.
- Dlaczego?
- Potrzebujesz mnie teraz tak samo, jak ja
potrzebowałam kiedyś ciebie. Chcę ci pomóc.
- Żeby spłacić dług?
- Nie.
- To z jakiego powodu?
- Jesteś moim przyjacielem.
- A ty… moją przyjaciółką.
Gdy te słowa w końcu zostały wypowiedziane na głos,
poczuli między sobą rozkwitającą więź. Doskonale wiedzieli, że mogą na sobie
zawsze polegać i sobie ufać.
- Musimy to oblać. – Powiedział Malfoy.
- Co?
- Przyjaźń. Ognistej czy wina?
Uznała, że wino będzie bezpieczniejsze. Poza tym
lubiła je, a za Ognistą jakoś nie przepadała. Strasznie ją paliła. Przyniósł
dwa kieliszki, z których ostatecznie zrobiło się dużo więcej.
- Sprawiasz, że to wszystko mniej boli.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
- Hermiona. – Wybełkotał już lekko wstawiony.
- Tak?
- Kochasz Kruma?
Umysł miała zamglony przez procenty, ale to pytanie
przebiło się przez wszystko.
- Myślę, że tak.
- Myślisz? Musisz być tego pewna, kochanie.
- Zadajesz za trudne pytania.
Zaczęli się śmiać.
- Dobra. Koniec tego. Ja idę spać. – Wybełkotała
pijana Hermiona i chwiejnym krokiem ruszyła do drzwi.
- Czekaj, odprowadzę cię.
Złapał ją w talii i skierowali się obydwoje do
wyjścia, śmiejąc się bez ustanku. Nagle ni z tego, ni z owego Malfoy stracił
równowagę, a ona za nim. Spadła centralnie na niego. Jego stalowe tęczówki
wpatrywały się w nią, a usta dzieliły centymetry. Powoli ten dystans się
zmniejszał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz