Minęło wiele dni zanim
wszystko zaczęło cichnąć. Ron oczywiście przedstawił siebie jako niewinnego
faceta, który nie może pozbierać się po zdradzie Hermiony. Bez przerwy
spotykała się z krytycznymi spojrzeniami. Czasami słyszała rozmaite obelgi pod
swoim adresem. Ich autorkami były przeważnie dziewczyny. Chyba wszystkie
kochały się w rudym, albo raczej w jego sławie. W końcu pomógł zabić Wybrańcowi
Voldemorta i co ważniejsze: był jego najlepszym przyjacielem. Miona często
płakała. Nie mogła pojąć, dlaczego pomimo tego, że tyle wycierpiała, została
odrzucona. Przecież to Ronowi należała się porządna kara za to, co jej robił.
Wciąż ją nachodził i błagał, żeby wróciła. Raz czatował z wielkim bukietem
kwiatów i obietnicami, że wszystko zmieni się na lepsze, innym razem jej
groził. Pewnie by się poddała, gdyby nie jej ukochany Wiktor i Draco. Obaj byli
przy niej i wspierali ją, jak tylko mogli.
Przypomniała sobie o dniu,
w którym z nim zerwała. Gdyby nie Malfoy…
Umówiła się z nim po
lekcjach na błoniach. Chyba nic nie podejrzewał. Uśmiechnął się z wyższością.
- Czyli jednak jestem
lepszy od Kruma. – Przesunął rękę po jej ciele, a ona poczuła, że zbiera jej
się na wymioty. Zmusiła się do uśmiechu i szybko nakreśliła mu miejsce
spotkania z dala od jeziora. Może to nie było dobrym pomysłem, ale nie chciała,
żeby świadkiem ich zerwania była cała szkoła. Nie miała ochoty na plotki.
W czasie lekcji patrzyła z
uporem na swój mugolski zegarek. Cały czas upewniała się, że dobrze robi, ale
nie chciała. Minuty zamieniały się w godziny. W końcu nadszedł czas na pewne
wyjaśnienie sprawy.
Już z daleka widziała jego
ryżą fryzurę i głupkowaty uśmiech. Rozejrzała się ukradkiem, ale nikogo nie
zauważyła w pobliżu. Z duszą na ramieniu skierowała się powolnym krokiem w jego
stronę. Marzyła o tym , żeby uciec, ale od tego nie było ucieczki. Musiała to
zrobić bez względu na trudności. Chciała mieć już to z głowy.
- To czego chciałaś,
słoneczko? – Spytał z tym podłym uśmiechem.
- To koniec, Ron. –
Wydusiła z siebie i chciała odejść, ale ją zatrzymał.
- Jak to?
- Daj spokój. Przecież
musiało do tego w końcu dojść. Nie rozumiemy się już tak, jak kiedyś. Zmieniłeś
się.
- Miona, nie wygłupiaj się.
Wybaczę ci tą zdradę z Krumem. Nie możesz mnie zostawić. – Na jego twarzy
malowało się zaskoczenie.
- Nie. To jest koniec. Nie
chcę się dłużej z tobą spotykać.
- I do kogo pójdziesz?
Przecież nie masz rodziny. – Jego ton się stał ostrzejszy. To był znak, że
powinna odejść jak najszybciej, ale nie mogła ruszyć się na krok. Trafił w
czuły punkt. Doskonale wiedział, dlaczego musiała wymazać pamięć rodzicom.
- Jesteś podły.
Nie panowała nad łzami,
które pojawiły się znikąd. Skierowała się do zamku, ale znowu ją zatrzymał.
- Nigdzie nie pójdziesz.
Jesteś moja.
- Puszczaj. To boli.
Nie reagował na jej słowa i
próby ucieczki z jego uścisku. Nie może pozwolić jej odejść. Przecież nie
znajdzie drugiej takiej dziewczyny. Jako przyjaciółka Pottera była idealnym
dodatkiem do ich sławy.
- Jesteś moja. Mo-ja.
- Nie jestem niczyją
własnością. – Udało jej się wyrwać jedną rękę i uderzyć w nos. Puściła się
krew.
Spojrzał na nią z chłodem w
oczach.
- Myślisz, że coś
zdziałasz?
Pchnął ją na ziemię.
Uderzyła głową w coś twardego i poczuła, jak ciepły, gęsty płyn spływa jej po
czole. Patrzyła na niego, ale nie zdążyła się podnieść. Poczuła uderzenie
pięści w brzuch. Krzyknęła. Kolejne uderzenie przyjęła z cichym jękiem. Powoli
odpływała i nie obchodziło ją, co on z nią zrobi. Ta ciemność wydawała się dla
niej ukojeniem. Jak przez mgłę widziała zarys blond czuprynę i jej właściciela,
który chyba odciągał jej byłego chłopaka od niej, a potem straciła przytomność.
Dopiero kilka dni później
dowiedziała się, że to dzięki Malfoy’owi wciąż żyje. Podobno jej stan był
ciężki, kiedy znalazła się w Skrzydle Szpitalnym, ale pani Pomfrey potrafiła
wyleczyć każdą ranę.
Wciąż miała przed oczami
zmartwienie malujące się w tych szarych tęczówkach. Od razu zobaczyła te oczy,
kiedy tylko się ocknęła. Obecności Wiktora nie zauważyła, dopóki nie ścisnął jej
za rękę. Wyglądał, jakby nie spał od kilku dni.
Cała szkoła wiedziała, kto
ją tak potraktował, a jednak każdy współczuł Ronowi. Uważali, że jej się
należało, bo zdradziła „najwspanialszego chłopaka pod słońcem”. Jak mogli być
tak okrutni?
Jeszcze przez kilka dni
musiała odpoczywać, a Wiktor bardzo dbał, żeby jej nie przeszkadzano. Kilka
razy siłą odciągnęli spod drzwi rudzielca. Zastanawiał się, do czego była
potrzebna mu jego Hermiona, skoro ostatnio zdążył go już przyłapać na
zabawianiu się z trzema panienkami, bo „ma prawo zapomnieć”.
Dzisiaj dziewczyna już
miała wrócić na zajęcia. Bała się, ale przecież nie mogła nie chodzić na
lekcje. Jak by to wpłynęło na jej stopnie? Zdecydowanie musiała się pojawić w
klasie. Zaczynała od lekcji eliksirów ze Slughornem.
Kroczyła bez pośpiechu w
szkolnej szacie w barwach Gryffindoru, który obecnie tak bardzo nienawidziła.
Mieli być przecież jedną wielką rodziną do cholery! A co z tego wyszło? Każdy
stał po stronie tego głupkowatego Weasley’a. Poprosiła o przeniesienie, ale
niestety dyrektorka się nie zgodziła. Lochy były coraz bliżej, a ona coraz
bardziej się denerwowała. Jak ma się zachować w jego obecności?
Czuła na sobie jego wzrok,
ale starała się to ignorować. Weszła do klasy i od razu przesunęła swój
kociołek z dala od Rona i jego przyjaciół. Harry patrzył z żalem, jak się od
nich oddala. Była tak rozkojarzona, że chyba po raz pierwszy jej eliksir
Słodkiego Snu się nie udał. Czuła się niezwykle upokorzona, kiedy nauczyciel ją
upominał ku wielkiej radości obecnych. Tylko Draco z Zabinim zdawali się jej
współczuć.
Niemal wybiegła z zamku.
Prawie zderzyła się z wielką sową śnieżną, w której rozpoznała Hedwigę.
Wylądowała na jej ramieniu i wyciągnęła nóżkę z przywiązanym do niej kawałkiem
papieru. Odleciała, kiedy tylko była uwolniona od listu. To było pismo Pottera.
Hermiona,
Bardzo mi przykro z powodu dzisiejszej lekcji.
Chciałbym porozmawiać.
Spotkajmy się za 10 minut koło wierzby przy jeziorze.
Harry.
Od razu skierowała się w
tamtą stronę. Zamierzała mu zrobić awanturę. Jak śmie pisać do niej teraz?!
Gdzie był, kiedy go potrzebowała?
- Czego chcesz? – Warknęła.
- Porozmawiajmy.
- Nie mamy o czym.
- Ron prosił mnie, żebym ci
przekazał, że za tobą tęskni.
- Mógł myśleć wcześniej.
Jestem szczęśliwa z Wiktorem.
- On…
- Nie mów mi więcej o tym
człowieku. – Przerwała mu. – Nie mam ochoty o nim rozmawiać.
- Prosił o wybaczenie.
- Nie obchodzi mnie to!
Jest zwykłym dupkiem. Prosi o wybaczenie. I co jeszcze? Może łóżko do tego? Już
mu się znudziły te panienki?!
- Co on ci takiego zrobił?
- Słucham?! Tego ci twój
ukochany przyjaciel nie powiedział? Co za szkoda. – Ironizowała.
- Miona, ja rozumiem, że go
nie chcesz. Przekażę mu to. Mam jeszcze jedno pytanie.
- Mów. – Patrzyła mu hardo
w oczy.
- Czy moglibyśmy być dalej
przyjaciółmi?
To ją rozzłościło
całkowicie.
- I jak ty to sobie
wyobrażasz?! Że będziesz na mnie donosił Ronowi?! Nie chcę mieć z wami nic do
czynienia!
- Dlaczego?
- Powiem ci, dlaczego.
Gdzie byłeś, kiedy on traktował mnie jak szmatę?! Gdzie byłeś, kiedy potrzebowałam
wsparcia?! Co zrobiłeś, kiedy mnie bił?! Gdzie byłeś, kiedy o mało mnie nie
zabił?! Widziałeś, jak mnie torturował! Słyszałeś moje krzyki, ale nigdy nie
zareagowałeś! Nigdy. Dostałeś kiedyś Crucatiusem?! Ja czułam ten ból prawie
każdego dnia! Codziennie mnie szantażował, a ty co zrobiłeś żeby to przerwać?
Patrzyłeś i uśmiechałeś się! Miałeś mnie gdzieś.
Zamilkła, a Harry patrzył
na nią z przerażeniem. Chyba w końcu do niego dotarło, ile wycierpiała. On też
był współwinny.
- Przepraszam.
- Samo przepraszam nie
wystarczy. – Powiedziała już łagodniejszym głosem i odeszła.
Rzuciła się na łóżko i
poddała się emocjom. Płakała, rzucając poduszkami po całej sypialni. Dlaczego
Harry musiał stać po stronie rudzielca? Czuła się zdradzona i wykorzystana. Była
ich zabawką. Ich wszystkich. Nikt nigdy nie odważył się jej pomóc. Już
zapomnieli, kiedy to ona pomagała im.
Łzy płynęły nieprzerwanie,
ale nie czuła ulgi. Była tak potwornie samotna. Miała ochotę się przytulić do
Wiktora, ale on oczywiście teraz musiał zwiedzać Zakazany Las. Od kiedy tylko
ich romans wyszedł na jaw, wiecznie był czymś zajęty i zmęczony. Wiecznie go
nie było, ale nie była zła. Wiedziała, że ma zadanie do wykonania. Żałowała
tylko, że nie chciał przyjąć jej pomocy. Wtedy więcej czasu spędzaliby razem.
No i oczywiście zaginiony brat Hagrida ją znał i wcale nie chciał jej zabić.
Chłopak bronił się, mówiąc, że jest to zbyt niebezpieczne. Dobrze, martwił się
o nią, ale ona była już w większych opałach i wychodziła z tego cało. Przecież
to ona towarzyszyła Harry’emu i Ronowi podczas poszukiwania Horkruksów. Ale
teraz jej pomoc dla nikogo nic nie znaczyła. Tylko ona pamiętała.
- Wszystko w porządku?
Nawet nie zauważyła, kiedy
wszedł do pokoju. Popatrzyła na niego napuchniętymi oczami od płaczu. Poczuła,
jak oplatają ją jego ramiona i czuła, że się uspokaja.
- Ja… Harry… – Znowu
wybuchnęła płaczem.
- Zrobił ci coś?
- Nnie. Ja tylko… Chciał,
żebym wróciła do Rona. – Gubiła się trochę, ale w końcu udało jej się
opowiedzieć wszystko.
- Nie przejmuj się nim. Nie
jest wart twojej przyjaźni.
- Dlaczego każdy uważa, że
to ja jestem ta zła?
- Mionka, nie jesteś zła.
Oni są po prostu… – Nie wiedział, jak to dokończyć.
- Nieważne.
- I nie każdy tak uważa.
- Kto tak nie uważa? Wymień
chociaż jedno nazwisko.
- Ja tak nie uważam. I twój
chłopak pewnie też nie.
Zapadła cisza.
- Idź już proszę. Chcę być
sama.
- Jesteś pewna?
Przytaknęła i patrzyła, jak
drzwi się za nim zamykają. Zamknęła oczy.
*-*-*
Nie miał pojęcia, dlaczego
zależało mu na tym, żeby Hermiona była szczęśliwa. Gdyby mu tylko pozwoliła,
już dawno by się pozbył tego żałosnego Weasley’a. Przypomniał sobie siebie,
kiedy też traktował innych jako służących. Miał nadzieję, że nigdy nie był aż
taki zły. Nie był! Przecież on nigdy nie potraktował tak dziewczyny. Owszem,
zdarzyło mu się kilka numerków, po których je zostawiał, ale nigdy żadnej nie
uderzył.
Zastanawiał się, czemu
poszła zerwać z rudzielcem sama i to w dodatku w miejscu, gdzie nie było żywej
duszy. Gdyby Astoria go tam nie zaciągnęła, pewnie byłoby już po słodkiej
brązowookiej Gryfonce. Dlaczego ona była taka naiwna? Myślała, że jak z nim
zerwie, to on to przyjmie ze spokojem? Martwił się o nią. Obiecał sobie, że
będzie o nią dbał. To nic, że miała teraz Kruma.
Właśnie, Krum. Dlaczego pojawił
się właśnie teraz. Nie podobało mu się tu. Wiedział co prawda, że niby jest tu
w poszukiwaniu śladów olbrzyma. Dla niego to było śmieszne. Jak można w ogóle
zgubić olbrzyma? To była wyraźnie zwykła historyjka, żeby zmylić jej uwagę. Ona
uwierzy we wszystko. W końcu jest w nim zakochana. To widać. Tylko dlaczego
jego to boli? Dlaczego nie podoba mu się to, że znalazła szczęście u boku
takiego Wiktorka?
Zakochałeś się.
Nieprawda!
Przyznaj to. Podoba ci się.
Ale to nie oznacza, że się
w niej zakochałem.
Tak naprawdę, to chyba
nigdy nie był zakochany. Czasem może zdarzyło mu się poczuć coś więcej do
jakiejś dziewczyny, ale to szybko mijało. Miłość nie powinna szybko mijać. Jest
taka nieprzewidywalna. Przypomniał sobie matkę, która dawała się dla niej poniżać
Lucjuszowi i jej łzy, kiedy go osadzili w Azkabanie.
Ktoś zapukał.
- Blaise?
- Już zapomniałeś o starym
przyjacielu, co? Ostatnio prawie w ogóle nie widuję cię na imprezach w lochach.
Ja rozumiem, że ta Astoria zawróciła ci w głowie, ale to nie oznacza, że możesz
o mnie zapomnieć. – Uśmiechnął się szelmowsko i wszedł sprężystym krokiem do
środka.
- Też się cieszę, że cię
widzę.
Astoria wcale nie zawróciła
mu w głowie. Była ładna, ale wątpił, że ich związek to coś poważnego. To był po
prostu zwykły seks. Nigdy nie obiecywał jej miłości po grób. Po prostu jej
zainteresowanie było mu na rękę. Poza tym ktoś inny zwrócił jego uwagę bardziej
niż ta laleczka. Niestety go nie zauważała.
- Zbieraj się. Zabieram cię
stąd.
- Gdzie?
- Do nas.
- Impreza w środku
tygodnia?
- Bez przesady. Zwykłe
spotkanie z przyjaciółmi.
Spojrzał jeszcze w stronę
sypialni Gryfonki. Pewnie zasnęła. Może powinien zostać? Na wszelki wypadek,
jakby ten zdrajca krwi chciał jej coś zrobić. Niedane mu było jednak pomyśleć.
Kumpel wypchnął go na korytarz.
Zabini oczywiście poza
Teodorem Nottem zaprosił jeszcze trzy panienki. Dla każdego po jednej. Jemu
najwidoczniej była przeznaczona ta blondyneczka, bo kiedy tylko wszedł, od razu
zaczęła się do niego uśmiechać. Zajęła miejsce obok niego pod pretekstem tego,
że tam stół jest bliżej. Diabeł spojrzał na niego znacząco.
- Jestem Kiara.
- Draco.
Musiał przyznać, że jego
kumpel miał nienaganny gust. Szczupła, niewysoka blondyneczka z zielonymi
oczami. Do tego z jej dosyć sporego dekoltu wysuwały się dorodne piersi. Jednak
to wszystko nie zrobiło na nim szczególnego wrażenia. Nie wiedział, co się z
nim ostatnio dzieje. Nigdy wcześniej nie pogardziłby takimi wdziękami.
Dla siebie wybrał brunetkę
o imieniu Emily i dość obfitych kształtach. Usiadła mu na kolanach, gdy tylko
zajął miejsce na szmaragdowym fotelu. Nie przeszkadzało jej to przesuwanie
dłoni po jej udach, ciele, żeby potem zatrzymała się na jej dekolcie.
Partnerka Teda też była
blondynką. Jeśli się nie mylił, to nawet były siostrami. On podobnie, jak
Blaise, nie trzymał rąk przy sobie. Tylko Draco uważał na to, co robi. Miał
nadzieję, że Kiara się przy nim nie nudziła i nie odbierze braku jego
zainteresowania, jako tego, że nie jest atrakcyjna.
Mimo swoich zmartwień
dobrze się bawił. Wspominali dawne dzieje i zaśmiewali się przy tym do łez i
opróżniali kolejne butelki Ognistej Whisky. Wracali do czasów, kiedy byli
urwisami i nic nie robili sobie z zakazów. Opowiadali o swoim obecnym życiu i o
przyszłości.
- Dobra. Ja muszę już iść.
– Stwierdził po jakiś czterech godzinach Nott. – Fajnie było się znowu spotkać
we trzech.
Pociągnął Sophie, bo tak
miała na imię jego panienka, w kierunku wyjścia. Został sam z Blaisem i
dziewczynami. Nie wiedział, dlaczego, ale wcale nie miał ochoty już tu siedzieć.
Chciał wracać do Granger i sprawdzić, czy Weasley nie kreci się w pobliżu.
Jest z nią Krum.
Przecież dopiero latał
gdzieś po lesie i uganiał się za rzekomym olbrzymem.
To jego dziewczyna. Nie
twoja. Nie masz obowiązku wobec niej.
Jest moją przyjaciółką.
Od kiedy tak dbasz o
przyjaciół?
Właśnie. Od kiedy? Czym
Granger się od nich różniła? Tylko tym, że była dziewczyną. Poza tym, jeśli
Krum tam jest, to może nie będzie im przeszkadzał. Pewnie dobrze się razem
bawią.
I znowu poczuł to cholerne
ukłucie… Żalu? Do diaska, przecież to jej życie i jej sprawa, z kim się zadaje.
- Smoku, wszystko ok.? –
Przyjaciel patrzył na niego zaniepokojony.
- Przepraszam. Zamyśliłem
się. Co mówiłeś?
- Czy chcesz jeszcze
Ognistej?
- Nie, dzięki. Ja mam już
dosyć. Poza tym jutro lekcje.
- Od kiedy to Draco Malfoy
martwi się o lekcje? Brałeś coś? – Zaśmiał się.
- To pewnie te dziewczyny
tak na mnie działają, że mówię kompletne głupoty. – Chciał odwrócić jego uwagę
i mu się udało. W dodatku chyba niechcący zawstydził Kiarę. Zarumieniła się i
nawet było jej z tym do twarzy.
Pomimo wcześniejszych
zapewnień, że nie chce więcej alkoholu, odebrał szklaneczkę z bursztynowym
płynem i wypił do dna. Zaczęło już mu się lekko kręcić w głowie. Jak to
możliwe, że kilka drinków nic nie robi, a potem nagle po następnym zaczyna mu
szumieć?
- Też już pójdę.
Wstał i już miał wychodzić,
kiedy usłyszał, że ktoś go woła.
- Malfoy, durniu. Nie
sądzisz, że dziewczynę należy odprowadzić?
- Pani wybaczy. – Skłonił
się przed blondynką, co wywołało salwy śmiechu.
Drzwi się za nimi zamknęły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz