Rozdział 6.



Wyszła na błonia. Chciała pooddychać świeżym powietrzem. Po ostatnich wydarzeniach czuła się psychicznie zmęczona. Uciekła w swoje ulubione miejsce na skraju Zakazanego Lasu. Wiedziała, że nie powinna tu nikogo zastać. Każdy bał się lasu z powodu dziwnych stworzeń, które mogły zaatakować. Z pewnością nie spotka tu Rona. On jest zbyt zajęty opowiadaniem swoich rzekomych przygód.
Niesforna łza uciekła z jej oka. Sińca ukryła zaklęciem, ale wciąż czuła, że ją tam boli. Zresztą nie tylko tam. Bolało ją wszystko, a przede wszystkim serce. Czuła się oszukana przez miłość. Przecież on tyle się o nią starał. Pamiętała te wszystkie kwiaty, romantyczne spacery, kino. Gdzie on się podział? Jak to się stało, że nie zauważyła jego przemiany? Stał się potworem i dręczycielem, a jej życie i pobyt w Hogwarcie zamieniał w piekło. Był dopiero początek roku, a ona już się zastanawiała nad rzuceniem tego wszystkiego. Ona. Ta, która nigdy się nie poddaje. Która zawsze walczy do końca. Ona postanowiła się poddać tak po prostu.
Nie zabiegała już o uczucia Rona. Jej miłość do niego powoli zaczynała zamieniać się w nienawiść. Tylko strach nie pozwalał jej odejść od niej. Nie wiedziała, do czego był zdolny.
W dodatku ta dzisiejsza impreza, o ile można to tak nazwać. Nie miała na to ochoty. Dzisiaj chciała zostać sama. Ubrać się w stary dres, położyć się i zagłębić się w którymś z mugolskich romansideł.
A może tylko się położyć i płakać w poduszkę. Jednak Malfoy jej na takie coś w życiu nie pozwoli. Nie wiedziała, co temu znowu odbiło. Rozumiała, że mógł się zmienić, a może nawet w ogóle udawał takiego dupka, ale dlaczego postanowił się nią tak zajmować. Do tej pory potrafiła sobie radzić sama.
Ze zdumieniem odkryła, że nawet zależy jej na jego trosce i opiece. Chyba nawet lubiła go bardziej niż przypuszczała. Przy nim mogła być sobą.
Wyciągnęła z torby książkę i zagłębiła się w lekturze. To ją odprężało i pozwalało zapomnieć o wszystkim, co tylko ją spotkało. Była tylko ona i problemy głównych bohaterów książki. Przestała czytać dopiero, kiedy szarość zapadającej powoli nocy jej to utrudniał. Patrzyła, jak słońce chowa się za jedną z wież. Musiała wrócić do swojego dormitorium i przygotować się do przybycia znajomych. Westchnęła. Bała się, że Ron się o tym dowie, a wtedy ją zabije. Przecież miała zakaz rozmawiania z Malfoy’em.
Wyrzuciła wszystkie ciuchy z kufra i zaczęła je przeglądać. Nie wiedziała, czemu zależy jej na tym, żeby wyglądać jak najlepiej. Długo się przebierała. Żadna sukienka nie wydawała jej się odpowiednia, a spodnie były dla niej takie zwykłe. Usiadła na łóżku i patrzyła na stertę ubrań na podłodze. Zdecydowanie nie miała niczego odpowiedniego. To musiało być coś specjalnego. Zaraz, zaraz. Przecież Ginny pożyczała od niej ostatnio zieloną bluzkę. Na pewno będzie pasować do tych ciemnych rurek.
Ruszyła w stronę wieży Gryffindoru. Zawahała się dopiero przed obrazem Grubej Damy. A jeśli Ginny się domyśli? Przecież jeśli powiadomi o tym Pottera, to Ron z pewnością też się dowie. W sumie miałaby idealny pretekst do zerwania. Miała nadzieję, że on ją rzuci i będzie mogła znowu cieszyć się życiem.
- Hermi? Co tu robisz? Ron się ucieszy. – Od rudej aż biło udawanym entuzjazmem.
- Cześć, Ginny. Mam sprawę do ciebie.
- O co chodzi?
- Czy mogłabyś mi oddać tą zieloną bluzkę?
- Tą z koronkami?
- Dokładnie.
- Chodź ze mną.
Poszły do dormitorium dziewczyn. Brązowowłosa przyglądała się byłej przyjaciółce, jak ta wyrzuca rzeczy z kufra.
- Co się stało, że postanowiłaś ją odebrać? Sama mówiłaś, że w niej nie chodzisz.
- Co się miało stać? Po prostu zmieniłam zdanie.
Uśmiechnęła się sztucznie i odebrała z rąk Gin swoją własność.
- Zostaniesz chwilę? Zawołam Rona.
Zadrżała.
- Wiesz, muszę iść. Mam masę nauki na poniedziałek. Wybacz. Może innym razem.
- Uczysz się w sobotę?
- Tak.  – Kłamała dalej. Chciała już sobie stąd iść. Nie wiedziała, kiedy może przyjść Ron, a wtedy szybko się stąd nie wydostanie. Będzie musiała udawać, jak bardzo go kocha. Na samą myśl zbierało jej się na wymioty.
- No jak chcesz. Powiem mu, że byłaś.
- To nie jest konieczne.
Obawiała się, że jeśli ona coś powie bratu, to ten natychmiast wpadnie do niej i odkryje wszystko. W sumie przecież mógł przyjść o tak, o, ale wątpiła, że to zrobi. Dlaczego? Bo każdą sobotę spędzali z Potterem.
- Pa. – Ucałowała rudą w policzek i niemal wybiegła z wieży Gryffindoru. Popatrzyła na zegarek – jedyną mugolską pamiątkę i do tego jedyne, co jej zostało po rodzicach. Podarowali go jej w dniu, kiedy odjeżdżała pierwszy raz do Hogwartu. Nikt z nich wtedy nie myślał, że los będzie na tyle okrutny, żeby ich rozdzielić, a jednak tak się stało. Jej rodzice nie wiedzieli o Voldemorcie. Nie chciała ich niepotrzebnie denerwować. Myślała, że w ten sposób zapewni im bezpieczeństwo.
Nagle wpadła na jakiegoś chłopaka.
- Ej, uważaj, jak chodzisz.
- Przepraszam.
- Hermiona?
- Wiktor?
Była niesamowicie zdziwiona spotkaniem z byłym chłopakiem. Nagle zdała sobie sprawę, że nawet za nim tęskniła. Rzuciła mu się na szyję.
- Też się cieszę, że cię widzę. – Wymamrotał i lekko ją odsunął. – Co u ciebie słychać? Nadal jesteś z Weasley’em?
Nie przewidział tego, że kiedy ją spotka, odżyją stare wspomnienia. Zdążył już zapomnieć i w krótkich rzadkich listach pisali jak przyjaciele. A jednak wciąż bolało go to, że wybrała rudzielca. Życzył jej szczęścia, chociaż bolało go gdzieś w okolicy serca.
- Tak. – Uśmiechnęła się. Mimo, że traktowała go jak przyjaciela, to jednak nie chciała, żeby dowiedział się, jak Ron ją traktuje. To było dziwne, bo jakoś Malfoy’a krócej znała, a jednak bardziej zaufała.
- Krum! – Krzyknął Weasley już z daleka. – Odsuń się od mojej dziewczyny.
- Spokojnie, Ron. Nie mam zamiaru zrobić jej nic złego.
- Odsuń się, powiedziałem.
- Wiktor, muszę już iść.
- Nie ma sprawy. I tak pewnie jeszcze na siebie wpadniemy. – Uśmiechnął się do niej.
Odeszła z Weasley’em. Było jej przykro, że nie mogła zostać dłużej i dowiedzieć się, dlaczego przyjechał i ile tu zostanie. Miała nadzieję, że ich kolejne spotkanie będzie dłuższe i Ron się o nim nie dowie.
- Masz zakaz zbliżania się do tej kreatury.
- Ron, o co ci chodzi? Ty mi dajesz zakazy?
- Tak. I dobrze ci radzę, trzymaj się od niego z daleka.
Dalej szli w milczeniu. Nie miała pojęcia, gdzie on ją prowadzi. Zauważyła, że minęli korytarz, gdzie miała pokój.
- Gdzie idziemy?
- Zobaczysz.
Wyszli z zamku i skierowali się w stronę Zakazanego Lasu. Po jakimś czasie znaleźli się na małej polanie. Leżał tam rozłożony koc, a na nim stał kosz i dwa kieliszki. W oddali słychać było szmer płynącej wody.
- Jak znalazłeś to miejsce? – Dziewczyna była tak zachwycona, że na chwilę nawet zapomniała, jak on ją traktował. Pomiędzy nimi panowała cisza. Dziewczyna wpatrywała się w pojawiające się wciąż nowe gwiazdy. W końcu zrobiło się całkiem ciemno i dopiero wtedy chłopak się odezwał.
- Chciałbym cię przeprosić za moje zachowanie przez ostatnie tygodnie. Usiądź.
Była pod wrażeniem. W końcu wrócił jej dawny Ron. Ten sam, którego pokochała i ten, zanim pokonali Voldemorta.
Nie wiedziała, ile wina wypili, ale już zaczynało szumieć jej w głowie. Śmiali się i żartowali jak przedtem. Pocałowała go.
Położył ją na kocu i zaczął przesuwać dłońmi po jej ciele. Znieruchomiała. Nie chciała tego.
- Ron, przestań.
- Będzie ci dobrze. Obiecuję.
Zaczęła się szarpać, ale był silniejszy. Krzyczała, ale byli zbyt daleko, żeby ktoś ją usłyszał. Ugryzła go, kiedy zbliżył twarz, żeby ją pocałować.
- Lubisz ostro?
Zaczął zrywać z niej bluzkę.
- Proszę, nie.
- Cicho bądź.
Krzyczała nadal. Wciąż miała nadzieję.
Poczuła, że coś, albo ktoś odrywa Rudego od niej. Odsunęła się szybko i zakryła resztkami koszuli. Spojrzała na swojego wybawcę. Wiktor we własnej osobie.
- Puszczaj mnie. – Rzucał się Ron.
Ten w zamian przywalił mu pięścią.
- Wiktor, daj mu spokój. – Odezwała się słabo Hermiona.
- Właśnie. – Dołączył Ron.
Z ironicznym uśmiechem na twarzy, Krum pchnął go, aż ten się wywrócił, a wtedy związał go zaklęciem.
- Nic ci się nie stało? Czy on…?
Pokręciła przecząco głową.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
- Nie wiedziałem. Przyjechałem tu z misją odnalezienia brata waszego Hagrida. Ale o tym później.
Zdjął bluzę i ją okrył.
- Dziękuję.
Rozpłakała mu się na ramieniu. Łzy płynęły nieprzerwanie, kiedy ją na rękach zaniósł do Hogwartu. Usadził ją w miękkim fotelu w swoim pokoju. Nalał jej wody do szklanki.
- Proszę.
Upiła kilka łyków i odstawiła szklankę. Dopiero po chwili się przestała płakać, ale nadal drżała.
- On mnie znajdzie. – Powtarzała.
- Tu jesteś bezpieczna. Nie zrobi ci krzywdy. Obiecuję. – Przytulił ją, a ona nie protestowała.
- Co inni sobie pomyślą?
- To teraz nieistotne.
- Ale…
- Nie pozwolę, żeby ten drań cię skrzywdził.
- Dlaczego?
Milczał. Czekała na odpowiedź, ale nie nadeszła.
- Odpocznij. Zaraz wrócę.
- Nie zostawiaj mnie samej.
- Zaraz wrócę.
To było najdłuższe pięć minut w jej życiu. Bała się, że Weasley w każdej chwili po nią przyjdzie. Wreszcie wrócił z jakimiś ciuchami w rękach.
- Proszę. – Podał jej to wszystko i ręcznik. – Łazienka jest tam.
- Nie musisz. Wrócę do siebie.
- Czuj się jak u siebie. – Uśmiechnął się.
Gorąca woda pozwoliła jej się odprężyć. Miała wrażenie, że strugi płynące spod prysznica zmywają z niej wydarzenia tego dnia. Nie płakała. Była na siebie zła, że dała się tak nabrać. W tym momencie postanowiła to zakończyć. Bała się, do czego jeszcze może być zdolny. Nie chciała dalej tkwić w tym chorym związku, jeśli to w ogóle można nazwać związkiem.
Rozczesała włosy i wciągnęła głęboko powietrze. Pachniało męskimi perfumami. Ubrała czarną koszulkę Wiktora. Była na nią o wiele za duża. I do tego dresy. Nie był to może jakiś sensowny zestaw, ale przynajmniej ubrania były całe. Wprawdzie miała jeszcze tą zieloną bluzkę, ale ona nie nadawała się na teraz. Według niej była zbyt kusząca.
- Wybacz, ze tyle czasu okupowałam łazienkę. – Uśmiechnęła się do niego. Powoli zaczynała dochodzić do siebie.
- Nie ma sprawy. Cieszę się, że już ci lepiej.
- To ja się cieszę, że tu jesteś.
- Nie ma sprawy. Potrzebujesz czegoś, bo teraz moja kolej na prysznic.
- Masz coś do czytania?
- Nie bardzo.
- Nie szkodzi.
- Zaraz wrócę. – Poczuła muśnięcie ust na swoim policzku. Niespodziewany bliski kontakt obudził w niej wspomnienia. Przypomniał jej się smak jego ust. Pamiętała, jakim dobrym był kochankiem. Odszukała w pamięci wydarzeń sprzed wojny. Ich ostatnie spotkanie, zanim wybuchła wojna. Wtedy jeszcze byli szczęśliwi.
Czuła, że jej serce bije szybciej. Podciągnęła kolana pod brodę i myślała o tym wszystkim. Powód ich zerwania był taki błahy, ale związek na odległość nie miał szans przetrwania.
Nawet nie zauważyła, kiedy główny bohater jej rozmyślań wyszedł z łazienki w dresach i bez koszulki. Miała nadzieję, że nie zauważył, jakie zrobił na niej wrażenie.
- Nie śpisz jeszcze?
- Dopiero dziewiąta.
- To co chcesz robić?
- A co proponujesz?
- Szachy?
Popatrzyła na niego. Nie lubiła w to grać. Nie dość, że zawsze przegrywała, to jeszcze to ukochana rozrywka Wiewióra.
- No to może po prostu porozmawiamy?
- O czym?
- Nie wiem.
Zadrżała. Zrobiło jej się zimno. Zauważył to i podniósł ją z fotela.
- Co ty wyprawiasz? – Zaśmiała się.
- Nie będziemy rozmawiać, kiedy trzęsiesz się z zimna.
Okrył ją ciepłym kocem i położył się obok.
- Wiktor?
- Tak?
- O co chodzi z szukaniem Graupa?
- Kto to Graup?
- Brat Hagrida.
- A no tak. Mamy go z powrotem sprowadzić w góry, ale gdzieś zniknął. Myślałem, że w tym lesie znajdę jakieś jego ślady, albo samego olbrzyma.
- Jak można zgubić olbrzyma? – Zaśmiała się. Było jej tak lekko na duszy.
- Nie mam pojęcia.
Przez chwilę milczeli. Nie wiedział, jak ma poruszyć ten temat, a nie chciał, żeby uciekła, albo co gorsza płakała.
- Mogę cię o coś zapytać? – Odważył się w końcu. – Nie musisz odpowiadać.
- Pytaj.
- Dlaczego ten rudzielec?
- Kiedyś był zupełnie inny. Sława uderzyła mu do głowy i strasznie się zmienił.
- Dlaczego…?
- Dlaczego nie skończyłam tego?
Pokiwał głową.
- Nie wiem. Łudziłam się, że się zmieni, ale nic z tego. A dzisiaj dałam się nabrać na jego słodkie słówka. Myślałam, że naprawdę się zmienił.
- Nie musisz mówić.
- Ale chcę. – Wzięła wdech. Znowu ten jego zapach. – To się zaczęło na wakacjach. Wtedy po raz pierwszy mnie uderzył. Potem było już tylko gorzej. Zakazy, nakazy. Bałam się. Nie wiedziałam nigdy, co mu przyjdzie do głowy. W szkole łatwiej mi go unikać, ale nie lubię udawać, że wszystko jest w porządku. Dzisiaj mnie przeprosił. Myślałam, że mówi serio, a on po prostu… – Umilkła, a po jej policzku spłynęła łza.
- Już dobrze. – Przytulił ją do siebie. – Nie pozwolę mu cię skrzywdzić.
Czuła się bezpieczna. Zaufała mu. Był taki kochany.
Pocałował ją w czoło. Spojrzała na niego, a on na nią. Nie mogła się powstrzymać i dotknęła wierzchem dłoni jego policzka. Przesunęła nią w dół. Poczuła delikatne ukłucia jego zarostu.
- Musisz się ogolić. – Zaśmiała się.
- A tak ci się nie podoba? – Uśmiechnął się, a ona myślała, że serce jej zaraz wyskoczy. Uwielbiała ten uśmiech.
- Podoba.
Przysunął swoje usta bliżej jej ust.
- Jak bardzo?
- Bardzo – wyszeptała.
Czekała. Była pewna, że chce tego pocałunku. Chciała sprawdzić, czy wspomnienia jej nie zawiodły.
Nagle usłyszała głośne walenie w drzwi.
- Krum! Oddaj mi dziewczynę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz