Rozdział 5.


Obudziło ją światło słoneczne wpadające przez okno do jej sypialni, czyniąc ją uroczym pomieszczeniem w złoto-czerwonych barwach. W końcu Gryffindor.
Ubrała się w legginsy i błękitną koszulę do połowy ud. Wygodnie i seksownie, chociaż i tak nikt tego nie zobaczy. W końcu musiała dawać przykład i chodzić na lekcje w szacie szkolnej. Póki co zostawiła ją schludnie złożoną na krześle i pobiegła do łazienki. Chciała zdążyć przed Malfoy’em. Miała nadzieję, że chłopak jeszcze śpi, ale mimo to zapukała.
- Wejdź. – Rozległ się tak dobrze znany jej głos. Zawahała się, ale sięgnęła do klamki.
- Malfoy, czy ty nie potrafisz chodzić w koszulkach?
- Też cię miło widzieć, Granger. – Uśmiechnął się do niej.
Ignorując jego spojrzenie, sięgnęła do kosmetyczki i powoli zaczęła nakładać makijaż. O ile można tak nazwać podkreślenie rzęs maskarą, nałożeniem trochę podkładu matującego i błyszczyka.
- Po co to robisz?
- Nie rozumiem.
- Bez tego też dobrze wyglądasz. Nie rozumiem, czemu wy lubicie nas tak oszukiwać. – Rzucił jej kolejny uśmiech.
- To znaczy?
- Malujecie się, wyglądacie na ładniejsze, a potem rano okazuje się dopiero, kogo się przygarnęło na noc.
- Bardzo śmieszne.
- Pośpiesz się. Spóźnimy się na śniadanie.
- My? – Zdziwiła się.
- Coś nie tak? Wojna już się skończyła.
- No tak…
- To wkładaj szatę szkolną i widzimy się za pięć minut w salonie.
Kiedy wkładała na siebie mundurek, uświadomiła sobie, że Ron pewnie już na nią czeka. Nie chciała go widzieć, ale nie miała wyjścia.
Złapała po drodze torbę z książkami i ruszyła do wyjścia.
- Miało być pięć minut.
- Daj już spokój.
Nie czekała na niego. Szła szybko, a on starał się dotrzymać jej kroku. Wiedział doskonale, czego się boi. Jego zdaniem już dawno powinna zakończyć ten toksyczny związek i znaleźć sobie kogoś, kto będzie kochał ją dla niej samej, a nie dlatego, że widzi w jej oczach swoje odbicie.
Ostatnio sam siebie nie poznawał. Ona tak na niego działała. Przy niej stawał się lepszym człowiekiem i w pełni to akceptował. Ona pokazała mu, że można się zmienić. Dopóki jej nie spotkał na tej małej wyspie, nie był pewien, czy zmiana charakteru będzie faktycznie taka dobra. Przecież mógł utracić szacunek u Ślizgonów. Ale czy mu na nim aż tak zależało?
Przed drzwiami Wielkiej Sali się wycofał. Nie dlatego, że nie chciał, żeby widziano ich razem. Bardziej zależało mu na tym, żeby Wiewiór nie zrobił jej awantury. Chciał jej pomóc, ale ona za bardzo się bała.
Patrzył, jak poddaje się niezdarnym pocałunkom rudzielca, czekając biernie, aż skończy. Widział uśmiech i udawany śmiech, ale bez tych iskierek w oczach. On mu jeszcze pokaże. Musi pomóc Hermionie.
- Draco, dobrze się czujesz? – Głos Astorii wyrwał go z zamyślenia. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że stoi od kilku minut w jednym miejscu.
Dziewczyna pociągnęła go za rękę do stołu Slytherinu. Bez przerwy coś mówiła, ale on jej nie słuchał. Wpatrywał się w plecy pewnej Gryfonki.

Czuła na sobie jego wzrok, ale starała się nie odwracać. Dłubała łyżką w swoich ulubionych mussli. Ron do niej bez przerwy coś mówił, ale starała się do nie słuchać. Czekała, aż dostanie wezwanie od McGonagall. Do jej zadań należało w końcu rozdanie planów zajęć. Z ulgą to zrobiła. Chociaż na chwilę mogła uciec od Weasley’ów i Pottera.
Popatrzyła na swój plan. Na pierwszym miejscu figurowały eliksiry ze Slughornem. Westchnęła. Miała cichą nadzieję, że zacznie od zajęć, na które nie chodzą jej przyjaciele.
Z ciężkim sercem ruszyła za nimi do lochów. Stale unikała wzrokiem Malfoy’a, który jak się okazało, również chodził na elksiry. W końcu nie wytrzymała i spojrzała na niego. Uśmiechnął się.
- Na co tak się patrzysz? – Usłyszała szept swojego chłopaka. – Ja jestem od niego lepszy. Nigdy nie waż się z nim rozmawiać. Rozumiesz?
Z trudem powstrzymała łzy. Skinęła tylko głową. Nie chciała awantury przed samymi zajęciami.
Weszli do klasy.
- Witajcie. – Powitał ich profesor Horacy z głupim uśmieszkiem na ustach. – Harry! Jak dobrze cię widzieć. Muszę pogratulować ci zwycięstwa.
Potter był wyraźnie zadowolony z uwagi, jaką poświęcał mu nauczyciel.
- Pewnie każdy z was wie, że nasz drogi Harry pokonał Voldemorta, ale zapewne niewielu widziało samą walkę. Ja miałem ten zaszczyt. Cóż to było za starcie…
Hermiona nie zamierzała tego dalej słuchać. Dobrze znała Slughorna i doskonale wiedziała, że lubi otaczać się sławnymi ludźmi, a Potter, który pokonał największego czarnoksiężnika, to z pewnością wspaniała osoba do kolekcji. No bo kto nie chce znać słynnego Wybrańca. Dziewczynie aż zbierało się na wymioty. Zwłaszcza wtedy, kiedy Harry z Ronem zaczęli opowiadać o ich rzekomych bohaterskich bitwach.
Popatrzyła znudzonym wzrokiem po klasie. Każdy słuchał z uwagą z wyjątkiem Draco i Blaisa. Ten pierwszy ją obserwował, a drugi flirtował z jakąś brunetką. Uśmiechnęła się nieśmiało i szybko odwróciła wzrok. Ron mierzył ją wściekłym spojrzeniem. Zadrżała.
- Dzisiaj uwarzymy eliksir ożywiania przedmiotów. Do roboty.
Hermiona poszła po składniki do eliksiru. Dopiero po chwili do niej dotarło, że stoi przed Draco. Szybko odwróciła się, żeby sprawdzić, czy jej chłopak to widzi. I tak już go dzisiaj zdenerwowała.
- Oni są śmieszni.
Spojrzała na niego pytająco.
- Myślą, że są najwspanialsi na świecie, bo pokonali Voldusia. Jakby to była tylko i wyłącznie ich zasługa. Kretyni.
- Po prostu sława za bardzo uderzyła im do głowy.
- Malfoy, czego ty chcesz od mojej dziewczyny?
Nie zauważyli, kiedy rudy się przy nich pojawił.
- Nie twoja sprawa, Wiewiórko.
- Czyżby? Idziemy. – Zarządził i pociągnął za sobą Hermionę.
Spojrzała przepraszająco na blondyna.
- Chyba ci mówiłem, żebyś z nim nie rozmawiała. Wyraziłem się niejasno?
- To nie ja zaczęłam.
- Pogadamy później. Póki co pokrój mi korzonki.
Nie chciał robić scen przed całą klasą. Byli widziani jako kochająca się para i tak miało zostać.
Hermiona do końca tej lekcji i każdej kolejnej nie odważyła już się spojrzeć na swojego nowego przyjaciela. Cały czas czuła na sobie wzrok Rona. Obserwował ją, a ona już nie chciała go bardziej denerwować. Jednocześnie nie chciała, żeby zajęcia się kończyły. Niestety czas nie był dla niej łaskawy i jak na złość minął zbyt szybko.
Stała z nim sama obok drzwi prowadzących do jej dormitorium. Niechętnie go wpuściła. Nie miała wyjścia. Cała drżała.
Od razu skierował się w stronę jej sypialni. Nietrudno było się zorientować, która należy do niej. Na drzwiach znajdował się złoty lew.
Uderzył ją w twarz tak mocno, że aż upadła. Patrzyła na niego ze strachem, trzymając się za bolący policzek. Poczuła w ustach krew, która płynęła z rozciętej wargi. Zamachnął się jeszcze raz, ale nie trafił. Syknął z bólu, kiedy jego dłoń natrafiła na kant stolika.
- Ty szmato. Jeszcze raz choćby na niego spojrzysz, to gorzko tego pożałujesz.
- Ja nie…
- Zamknij się. Myślisz, że dla niego coś znaczysz? Nie więcej niż zwykła dziwka. – Wymawiał te słowa z satysfakcją.
- Ron, ja…
- Do niczego się nie nadajesz. Ja i moja rodzina przygarnęliśmy cię, a ty jak się nam odpłacasz. Jesteś nikim! Rozumiesz? Jesteś nikim.
- Proszę, przestań. – Po jej policzkach popłynęły łzy.
- Przestanę, jak zrozumiesz, kim jesteś. – Złapał ją z całej siły za ramię.
- To boli.
- I bardzo dobrze. Na nic więcej nie zasługujesz.
Wyszedł trzaskając drzwiami. Została sama. Rozpłakała się na dobre. Miała tego wszystkiego dosyć. Myślała, że chociaż tutaj sobie odpuści, że znowu będzie mogła być z tym dawnym Ronem.
W pokoju robiło się coraz ciemniej, a ona nie ruszała się z miejsca.
Usłyszała nieśmiałe pukanie, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu. Zresztą nie była pewna, czy chce czyjegoś towarzystwa. Drzwi powoli się otwierały. W tej jednej chwili zapragnęła się przytulić, mimo to tkwiła w jednym miejscu.
- Co on ci zrobił? Ja go zabiję.
Podszedł do niej i bez wahania ją przytulił. Poczuła się bezpiecznie. Jednak nie potrafiła przestać płakać. On nic nie mówił, dopóki się nie uspokoiła. Wtedy dała mu się bez protestów zaciągnąć do łazienki. Delikatnie mokrym ręcznikiem starł z jej twarzy łzy i krew. Potem przyłożył jej do wargi mały woreczek z lodem.
- Lepiej?
Skinęła głową.
- Dlaczego ci to zrobił?
- Nie wolno mi z tobą rozmawiać.
- Ciekawe jak zamierza cię powstrzymać. Przecież to nasze wspólne dormitorium. On myśli, że nie będę się tu pojawiał?
Przytuliła się do niego. Chciała na nowo poczuć się bezpieczna. Troska, jaką ją otaczał, była taka inna niż ta Rona, kiedy jeszcze się o nią martwił.
- Nie pozwolę krzywdzić mojej przyjaciółki.
Pogłaskał ją wierzchem dłoni po policzku
- Jakie masz plany na jutro? – Chciał zmienić temat.
- Trzeba zrobić zadanie z transmutacji.
- Zamierzasz się uczyć w sobotę? Ten dzień jest do imprez.
Wzruszyła tylko ramionami.
- Nie chcę z nimi nigdzie iść.
- Kto powiedział, że masz iść z nimi? Blaise i Katie z pewnością się ucieszą z twojej obecności.
- A nie mogliby przyjść tutaj?
- W sumie czemu nie.

*-*-*

Wyszedł z jej sypialni dopiero, kiedy zasnęła. Starał się ją jakoś rozweselić, ale nie bardzo mu to wychodziło. Chciał jej pomóc, ale nie bardzo wiedział, co może zrobić. Przecież dopóki ona sama nie będzie chciała tego zmienić, on nie będzie w stanie jej pomóc. Nie mógł patrzeć na to, jak ten pajac odbiera jej całą radość z życia.
Długo nie mógł zasnąć. Wyraz jej twarzy, kiedy tylko wspomina rudzielca przypomina mu jego matkę, kiedy ojciec się wściekał dlatego, że nie pozwoliła mu skrzywdzić syna. Nie mógł patrzeć na to, jak teraz taki frajer niszczy taką wspaniałą dziewczynę.
Przypomniał sobie, że nie zrobili dzisiaj obchodu po zamku. Było już wprawdzie sporo po czasie, ale spacer mógł mu się przydać.
Na korytarzach było jeszcze jasno. Szedł powoli, sprawdzając wszystkie klasy. Bardzo chciał złapać kogokolwiek i się na nim wyżyć. W zamyśleniu nie zauważył nawet, kiedy znalazł się przed Pokojem Życzeń. Usłyszał tam odgłosy i postanowił to sprawdzić. Dziwne było, że Pokój Życzeń się przed nim nie zamknął. Uchylił drzwi i zobaczył Weasley’a we własnej osobie, który w najlepsze zabawiał się z Lavender.
Zareagował instynktownie. Zanim zdążył pomyśleć, od jego pięści odbiła się twarz Wiewióra. Nie myślał racjonalnie. Uderzył go po raz drugi i trzeci, i czwarty. Dziewczyna uciekła. Pewnie niedługo sprowadzi pomoc. Trzeba się ewakuować. Na pewno wywalą go za to ze szkoły. Kto wtedy pomoże Hermionie? Doskonale zdawał sobie sprawę, że jej przyjaciele nie są już jej przyjaciółmi. Na bank będą bronić Weasley’a.
- Panie Malfoy – usłyszał za sobą głos dyrektorki – co to ma znaczyć? Jak możesz się tak zachowywać? Powinieneś dawać przykład. Możesz powiedzieć, dlaczego mi to zrobiłeś?
Milczał. Zresztą to i tak go nie usprawiedliwi. Sam siebie tylko pogrąży.
- Lavender, pomóż Weasley’owi dostać się do Skrzydła Szpitalnego. A pan, panie Malfoy, uda się ze mną do gabinetu. Natychmiast.
Posłusznie podążył za nią.
- Pańskie zachowanie było karygodne. Ma pan mi coś do powiedzenia?
- Nie, pani profesor.
- Zaatakowałeś Ronalda Weasley’a?
- Tak, pani profesor.
Nie był tchórzem i nie zamierzał uchylać się od odpowiedzialności. Można nawet stwierdzić, że w jego głosie było słychać dumę.
- Dlaczego?
Odpowiedziała jej cisza.
- Odpowiedz mi.
- Miałem powód.
- Wiesz, że jeśli mi nie powiesz, to może mieć poważne konsekwencje?
- Wiem.
- No, więc?
- Nie.
Westchnęła. Zaczęła się zastanawiać, czy nie popełniła błędu, pozwalając wrócić do szkoły byłemu śmierciożercy. Myślała, że kiedy da mu odznakę, ten udowodni, że się zmienił. Tymczasem zaatakował najlepszego przyjaciela Wybrańca. Szczerze mówiąc, wcale się mu nie dziwiła. Ona też miała już dosyć nadętego Pottera i jego przyjaciół. Przez to lato stali się wręcz nieznośni. Przychodzili do niej na skargę z każdego nawet najmniejszego powodu. Innych uczniów traktowali wręcz okropnie, a ostatnio dostała od nich pismo w sprawie osobnych sypialni. Nie mieli ochoty spać wspólnie z lokatorami.
- Przez następne dwa tygodnie masz szlaban u mnie o godzinie dziewiętnastej. Do tego zostaniesz zawieszony w obowiązkach Prefekta Naczelnego na miesiąc. Rozumiemy się.
- Tak.
- Doskonale. Możesz już iść.
Skierował się do swojego dormitorium. Miał już tego wszystkiego dosyć. Nie miał pojęcia, że Weasley potrafi aż tak potraktować dziewczynę.
- Malfoy, mamy do pogadania.
Westchnął i zwrócił wzrok na słynnego Pottera. Jeszcze tylko jego dzisiaj brakowało. Miał ich dosyć.
- Czego chcesz?
- Odczep się od Rona i Hermiony.
- Mówisz o tej wiewiórce?
- To mój przyjaciel.
- Niech od odczepi się ode mnie.
- Z tego, co wiem, to ty go pobiłeś.
- Wielki pogromca śmierciożerów nie potrafi jednego z nich unieszkodliwić. – Zakpił Draco.
- Zamknij się, Malfoy.
- Bo co?
- Odwal się od Rona i Hermiony.
- Od kiedy możesz mi rozkazywać, co?
- Od teraz. – Potter wyciągnął różdżkę i skierował ją prosto w serce blondyna. – Ani mi się waż. – Wysyczał przez zęby, widząc, że jego przeciwnik chce wyciągnąć swoją różdżkę.
- Myślisz, że tym patykiem mnie zabijesz?
- Jesteś tylko zwykłym sługą Voldemorta. Nikt nawet nie zwróci uwagi na to, że zniknąłeś.
- Skąd ta pewność?
- Bo jesteś nikim.
- Myślisz, że się ciebie boję.
- Crucio.
Blondyn syknął z bólu. Nie spodziewał się tego po obrońcy uciśnionych i tylko to go na chwilę zwaliło z nóg. Uśmiechnął się szyderczo w stronę bruneta.
- Nawet porządnie zaklęć nie umiesz rzucać.
- Crucio.
Potter brał się za Czarną Magię, a nie miał nawet pojęcia, jak działa to zaklęcie. On, Draco, musiał trenować wiele miesięcy, zanim jego wróg zaczął zwijać się z bólu. To, co ten Wybraniec z nim robił, a przynajmniej się starał, było niczym w porównaniu z zaklęciami jego ojca. Na takie lekkie zaklęcia był odporny.
- Nawet nie wiesz, za co się zabierasz. Musisz wlać w to zaklęcie pewne uczucie. A ty nawet tego nie potrafisz.
- Crucio.
Tym razem zaklęcie było o wiele mocniejsze, niż poprzednie. Malfoy’owi aż podcięło nogi i runął jak długi, ale nie zamierzał się skarżyć. Wytrzymywał o wiele gorsze męczarnie. Jedynym jego problemem było to, że jest zmęczony.
- Potter, daruj sobie tą zabawę. Dobranoc. – Podniósł się z podłogi i ruszył przed siebie. Wiedział, że niedługo będzie mógł położyć się w wygodnym łóżku. Był trochę zdziwiony, bo spodziewał się czegoś więcej po Potterze. Wtedy poczuł cios na swojej twarzy i usłyszał trzask kości gdzieś w okolicach nosa.
- Ty idioto. Złamałeś mi nos.
- Biedna Fretka. Poskarżysz się mamusi? – Zaśmiał się szyderczo i odszedł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz