Dni mijały, a Ron stawał się coraz gorszy. Nie uderzył
jej co prawda przez ten czas, ale nie mogła nigdzie wyjść bez jego pozwolenia.
Najczęściej przesiadywała w ich sypialni, tępo wpatrując się w krajobraz za
oknem. Dużo myślała nad spotkaniem na wysepce i jej związkiem. Jak dla niej nie
było sensu tego dłużej ciągnąć. Ron już nie był tym samym chłopakiem, z którym
się związała po Wielkiej Bitwie. Nagle zatęskniła za tym spokojem w jej
ulubionym miejscu i tym, jak swobodnie się czuła w towarzystwie Malfoy’a.
Ciekawe, czy on mówił to wszystko poważnie o wybaczeniu, czy tylko się
z niej nabijał. Wyglądało na to, że mówił poważnie.
z niej nabijał. Wyglądało na to, że mówił poważnie.
Daj spokój, dziewczyno. On
tylko sobie z ciebie żartuje.
Niemożliwe. Mówił całkiem poważnie.
To Malfoy.
Może, ale każdy zasługuje na drugą szansę.
Ron ci nigdy na to nie
pozwoli.
Właśnie. Ron. Co ona ma z nim zrobić? Musi to
skończyć, ale tak, żeby go nie zdenerwować. I na pewno nie mogła być wtedy
sama.
- Miona, wszystko w porządku? – Do pokoju wtargnęła
jej przyjaciółka.
Brązowowłosa szybko przybrała na twarz sztuczny
uśmiech.
- Tak. Nie martw się.
- To dlaczego prawie się już nie widujemy? Mieszkamy w
jednym domu, a ostatnio widziałam cię po tej twojej tajemniczej wyprawie.
- Wszystko jest w porządku. Naprawdę.
Nie przekonała jej.
- Czy coś nie tak z Ronem?
Zadrżała. Nie mogą powiedzieć jej prawdy. Ona na pewno
by powiedziała o tym swojemu chłopakowi, a ten jak nic poszedłby do Rona.
- Harry się pogniewa, jeśli pożyczę Hedwigę? – Spytała
nagle.
- Skąd. Bierz.
- Dzięki. – Uśmiechnęła się tym razem szczerze. – I
jeszcze coś.
- Co takiego?
- Możesz kryć mnie przed Ronem? Jak coś to będę w
jednej z mugolskich bibliotek.
- Czy ty masz romans? – Ruda spojrzała z ciekawością
na przyjaciółkę.
- Skąd ci to przyszło do głowy? Po prostu mam cos
ważnego do zrobienia.
- Nie powiesz mi? Swojej przyjaciółce?
- Dowiesz się w swoim czasie.
- Skoro tak mówisz. To ja idę po Hedwigę.
Dziewczyna wyszła, a Hermiona pośpiesznie nakreśliła
parę zdań. Wiedziała, że jeśli nie zdąży przed powrotem Gin, to wszystko się
wyda. Kiedy ta przyszła z sową, list już był gotowy do wysłania. Szybko
przywiązała go tak, żeby siostra Rona nie dostrzegła adresu. Chyba się udało,
bo nie skomentowała tego w żaden sposób. Teraz wystarczyło czekać na odpowiedź.
- Cześć, słońce. – Ron pocałował Hermionę na
powitanie. – Wybieramy się z Ginny i Harrym do miasta. Idziesz z nami?
- Wiesz, strasznie źle się czuję.
- To może z tobą zostanę?
- Idź. Nie psuj sobie zabawy przeze mnie.
- Jak chcesz. Tylko pamiętaj – tu ścisnął jej ramię z
całej siły – nie rób nic głupiego.
Odetchnęła z ulgą, kiedy opuścili dom. Została tylko
ona i pani Weasley, ale jakoś nie chciała z nią rozmawiać. Zaczęła czytać
książkę, ale nie mogła się skupić. Nie mogła się doczekać powrotu sowy. W końcu
po jakiś dwóch godzinach na horyzoncie pojawił się mały, biały punkt.
Do zobaczenia na miejscu
D.M.
Krótka wiadomość, ale wystarczyła, żeby na jej twarz
wkradło się coś na kształt uśmiechu.
Natychmiast skoczyła do szafy i zaczęła przeglądać
swoje ubrania. Nic nie wydawało jej się odpowiednie. Nie wiadomo czemu, ale
wydawało jej się, że na taką okazję powinna mieć specjalny strój. Ostatecznie
zdecydowała się na zwiewną sukienkę do kolan na cienkich ramiączkach w kolorze
jasnoniebieskim. Niby lato już się kończyło, ale nadal było gorąco. Pod
sukienkę założyła biały kostium kąpielowy. Uznała, że jeśli on ją wystawi, to
chociaż sobie popływa.
-Szlag by to. – Zamruczała gniewnie pod nosem. Żeby
wyjść, musiała przejść przez kuchnię, a tam była pani Weasley. Szybko przywołała
na usta szeroki uśmiech.
- Dzień dobry, pani Weasley.
- Witaj, Hermionko. Jesteś głodna?
- W zasadzie to miałam iść się przejść.
- To dlaczego nie poszłaś z całą resztą?
- A tak jakoś źle się czułam, ale świeże powietrze
dobrze mi zrobi.
- Tylko uważaj na siebie.
- Nie ma sprawy.
Z westchnieniem ulgi wyszła z domu i szybkim krokiem
skierowała w stronę w stronę kilku drzew. Chciała, żeby zasłoniły moment, kiedy
będzie się teleportować. W końcu idzie tylko na spacer, więc to by się wydało
podejrzane, gdyby zaraz sprzed domu zniknęła nie wiadomo gdzie.
Na miejscu pojawiła się jakieś pół godziny przed
czasem. Zastanawiała się, czy Malfoy ją wystawi. Nawet by się nie zdziwiła.
Cały czas wyrzucała sobie to, że zgodziła się z nim porozmawiać.
*-*-*
Malfoy siedział w swojej sypialni i wyrzucał sobie, że
postanowił się pogodzić z Granger. Przecież byli wrogami, od kiedy tylko
pamiętał. Wiedział doskonale, że to z jego winy, ale jednak czy serio upadł tak
nisko, żeby teraz przepraszać szlamy? Zaraz. Stop. Granger nie jest już szlamą.
Jest zwykłą dziewczyną. Zdanie ojca nie mogło być tu w ogóle dopuszczone do
głosu. Przypomniała mu się rozmowa z matką sprzed kilku dni:
Długo stał na progu. Bał się wejść. Wiedział, jak
bardzo zranił matkę swoim zachowaniem, chociaż naprawdę nie mógł zrozumieć jej
uczucia do ojca. Po tym wszystkim, co im zrobił, powinna go raczej nienawidzić,
a nie kochać. Brak tyrana domowego powinien ją cieszyć, a tymczasem widział ją
często zapłakaną. Nie miał pojęcia, jak może ją pocieszyć. Lucjusz wpoił mu
twarde zasady odnośnie okazywania uczuć. W tym domu nigdy nie było choćby
cienia przyjaźni, nie mówiąc już o miłości.
W końcu przełamał się i wszedł do domu. Zaczął szukać
matki, ale nigdzie nie mógł jej znaleźć. Zaczynał się martwić. Narcyza nigdzie
nie wychodziła, a jeśli już, to zawsze go o tym informowała.
- Mamo? – Zawołał, ale nikt mu nie odpowiedział.
Pełen najgorszych przeczuć sprawdzał wszystkie pokoje
po kolei. W końcu znalazł ją w przestronnej łazience. Leżała nieprzytomna, a z
jej rąk płynęła krew. Blondyn ukląkł przed nią i zaczął oglądać rany. Musiała
je zadać sobie sama. Przestraszył się nie na żarty. A co, jeśli jego matka nie
żyje? Zostałby całkiem sam. Szukał tętna. Było bardzo słabe. Wziął różdżkę do
ręki.
-Episkey – rzucił szybko. Z niepokojem patrzył na
skutek zaklęcia. Bał się, że będzie zbyt słabe, ale to nie była rana wywołana
magią, więc po cięciach nie został nawet ślad. Dopiero wtedy miał odwagę
pozostawić matkę samą
i pobiegł do szafki z eliksirami. Długo szperał, aż znalazł to, czego szukał. Wywar Żywej Śmierci. Groźny eliksir, ale Malfoy’owie wiedzieli, jak zrobić z niego użytek tak, żeby pomagał, a nie szkodził. Musiał się teraz opanować, żeby za dużo nie podać tego kobiecie. Udało się! Powoli otworzyła oczy i zamrugała.
i pobiegł do szafki z eliksirami. Długo szperał, aż znalazł to, czego szukał. Wywar Żywej Śmierci. Groźny eliksir, ale Malfoy’owie wiedzieli, jak zrobić z niego użytek tak, żeby pomagał, a nie szkodził. Musiał się teraz opanować, żeby za dużo nie podać tego kobiecie. Udało się! Powoli otworzyła oczy i zamrugała.
- Draco? Co ty tu robisz? – Spytała.
- Lepiej ty mi powiedz, co zamierzasz osiągnąć przez
samobójstwo? – Patrzył się Narcyzie prosto w oczy.
- Ja już nie mogę, synku. To wszystko mnie przerasta.
Brakuje mi twojego ojca.
- Mamo, ale on nie jest ciebie wart.
- Wiem, ale co poradzisz. Głupie serce nie słucha
rozsądku.
- Ale za co ty go kochasz?
- Za nic.
- Tak nie można.
- Zrozumiesz, kiedy sam się zakochasz.
- Ja się nigdy nie zakocham.
- Też tak mówiłam, dopóki nie poznałam twojego ojca.
Zapadła cisza i dopiero po chwili odezwał się chłopak.
- Mamo, ja… Chciałem… Przepraszam. – Wydusił z siebie.
– Dla mnie to jest zbyt skomplikowane.
- Rozumiem, synku.
Przytuliła go. Po raz pierwszy, od kiedy pamięta go
przytuliła. Ogarnęło go takie ciepło w okolicy serca. Nigdy wcześniej się tak
nie czuł. Niby był już dorosłym facetem, ale brakowało mu miłości matki.
Draco wrócił do rzeczywistości. W sumie to dzięki
sowie śnieżnej, która dziobnęła go w rękę. Widocznie siedziała tu już tyle, że
zaczynała się niecierpliwić. Szybko odwiązał liścik, ale ptak nie odleciał,
więc domyślił się, że nadawca chce odpowiedzi.
Dzisiaj o 14:00. Powiem Ci wszystko. Mam nadzieję, że
mnie nie wystawisz.
H. G.
Od razu się ożywił. Szybko odpisał i patrzył, jak sowa
odlatuje. Została mu jakaś godzina czasu. Popatrzył na termometr. Prawie
trzydzieści stopni, a tam pewnie dużo chłodniej nie będzie. Zdecydował się na
zwykły jasnoniebieski podkoszulek
i czarne spodenki do kolan. Wyrobił się w jakieś dwadzieścia minut i przez resztę czasu był jakiś taki zniecierpliwiony. Raz był zły, że przeprosił Granger, a za chwilę znowu bał się jej decyzji. W końcu postanowił być tam wcześniej. Teleportował się i zobaczył, że ona też jest przed czasem.
i czarne spodenki do kolan. Wyrobił się w jakieś dwadzieścia minut i przez resztę czasu był jakiś taki zniecierpliwiony. Raz był zły, że przeprosił Granger, a za chwilę znowu bał się jej decyzji. W końcu postanowił być tam wcześniej. Teleportował się i zobaczył, że ona też jest przed czasem.
- Cześć, Granger.
- Malfoy? – Wyglądała na zdzwioną.
- Przecież mnie wezwałaś. – Uśmiechnął się ironicznie.
- Tak, wiem, ale spodziewałam się, że to pewnie tylko
jakiś głupi żart i mnie wystawisz.
- Oj, Granger. Musisz się jeszcze wiele nauczyć i
zapamiętaj sobie jedno. Draco Malfoy nigdy nie łamie danego słowa.
- No niech ci będzie.
- No to do rzeczy. Co postanowiłaś?
Nie spodziewała się od razu konkretnej rozmowy. Bała
się, że źle robi.
- Będę tego żałować, ale…
- Ale? – Patrzył na nią z zaciekawieniem. Ze zwykłym
zaciekawieniem. Nie było ani śladu zawiści.
- Ale dostajesz tak jakby czystą kartę.
- Tak jakby? – Uniósł brew.
- Wiesz… Ciężko jest zapomnieć o wcześniejszych
upokorzeniach.
- Będę się starał.
- Zobaczymy. No to chyba by było na tyle.
- To co teraz będziemy robić?
Tego się nie spodziewała. Myślała, że załatwi tą
sprawę i wróci, zanim Ron zorientuje się, że w ogóle gdzieś wychodziła.
- Ja muszę już wracać do Rona.
Zauważył przebłysk strachu w jej oczach, kiedy
wymawiała imię swojego chłopaka. To niemożliwe. Granger się bała?
- Daj spokój. Przeżyje kilka godzin bez niańki.
- Będzie się martwił. – Tak naprawdę wcale nie chciała
wracać.
- Gadasz od rzeczy. – Zaśmiał się i złapał ją podobnie
jak wczoraj. Tym razem ograniczyła się tylko do gróźb słownych, ale i tak je
olał. Z rozmachem wrzucił brązowooką do wody. Dopiero, kiedy przyjrzał jej się
mokrej, zauważył, że ma sukienkę podobną kolorem do jego koszulki. Wzruszył
ramionami. Nie wierzył w żadne przeznaczenia.
- Jak ja teraz wyglądam? – Mruknęła dziewczyna pod
nosem.
- Uwodzicielsko.
- Bardzo śmieszne.
Chciała go pociągnąć za sobą, jak ostatnio, ale tym
razem szybko zorientował się co do jej zamiarów.
- Chciałabyś. – Zaśmiał się.
Usiedli na miękkiej trawie i przez dłuższą chwilę
wpatrywali się w morze.
- Wiesz, muszę przyznać, że całkiem dobrze tańczysz. –
Odezwał się blondyn. Miał dość tej ciszy.
Popatrzyła na niego, nic nie rozumiejąc.
- Wtedy w klubie. – Tłumaczył. – Całkiem dobrze nam
szło, dopóki nie pojawił się Wiewiór.
- Nie mów tak o nim! – Oburzyła się. Po chwili dopiero
dotarło do niej to, co powiedział. – To byłeś ty?
- Nie mów, że mnie nie poznałaś.
- Ja… Wiedziałam, że cię skądś kojarzę.
- Dlaczego jesteś z rudym? On do ciebie nie pasuje.
- A skąd ty to wiesz? Wiesz cokolwiek o miłości?
- To widać. To, jak cię traktuje.
Popatrzyła na niego pytająco.
- Siłą wyciągnął cię z klubu i jeszcze mnie przy tym
zmasakrował.
- Przepraszam cię za to.
- Nie jesteś niczemu winna. To on mi przywalił i w
dodatku też mnie nie poznał.
- No wiesz. Nikt się nie spodziewał Malfoy’a w
mugolskim kubie.
- Zmieniłem się.
- Nie pytałam.
Znowu zapadła cisza i po raz kolejny on ją przerwał.
- Skąd ten siniak?
- Jaki siniak?
- Na twoim przedramieniu.
- Nie chcę o tym mówić.
*-*-*
Nie spodziewała się tego, że tak miło będzie w
towarzystwie Ślizgona. Była pod wrażeniem jego zachowania. Po starym, złym
Malfoy’u nie było śladu. Pytał, ale nie domagał się na siłę odpowiedzi. Powoli
poznawali siebie. Było jej tak przyjemnie, że nie chciała za nic wracać do
Nory.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Zależy. – Widać, że się spiął.
- Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz, ale
dlaczego tak właściwie postanowiłeś się zmienić? Nie takiego Malfoy’a pamiętam.
Nie mówię, że to jest złe, ale prędzej bym się spodziewała, że Voldemort ożyje
niż to, że się zmienisz.
- Myślę, że mogę ci opowiedzieć, chociaż sam nie wiem,
czemu do końca to robię.
- Możesz zrezygnować.
Musiał w końcu komuś o tym powiedzieć. Nie wiedział
czemu, ale ona wzbudzała zaufanie.
- Właściwie to nawet nie pamiętam, jak to się zaczęło.
Od kiedy pamiętam, ojciec wpajał mi miłość do Czarnego Pana
i nienawiść do szlam. Zresztą znasz tą filozofię. Nie znałem innego życia. Zawsze wydawało mi się, że to my jesteśmy ważni, bo jesteśmy czystej krwi. To mi mówiono od małego. Nie miałem pojęcia, że można żyć z kimś w przyjaźni, a co dopiero kochać. Ojciec za nieposłuszeństwo karał mnie torturami. Chyba nigdy mnie nie kochał, skoro traktował mnie najbardziej bolesnymi zaklęciami, jakie znał. Nie tylko mnie tak traktował. Moją matkę również. Nie miałem normalnego dzieciństwa. Liczyły się tylko zachcianki Voldemorta. Ja nie chciałem zabijać, ale nie miałem wyboru. Potem, kiedy Potter mnie uratował, zrozumiałem, że nie mogę już tak dalej żyć. Miałem tego dosyć. Chciałem normalnego życia. Teraz ojciec jest w Azkabanie, więc mogę stać się kimś innym.
i nienawiść do szlam. Zresztą znasz tą filozofię. Nie znałem innego życia. Zawsze wydawało mi się, że to my jesteśmy ważni, bo jesteśmy czystej krwi. To mi mówiono od małego. Nie miałem pojęcia, że można żyć z kimś w przyjaźni, a co dopiero kochać. Ojciec za nieposłuszeństwo karał mnie torturami. Chyba nigdy mnie nie kochał, skoro traktował mnie najbardziej bolesnymi zaklęciami, jakie znał. Nie tylko mnie tak traktował. Moją matkę również. Nie miałem normalnego dzieciństwa. Liczyły się tylko zachcianki Voldemorta. Ja nie chciałem zabijać, ale nie miałem wyboru. Potem, kiedy Potter mnie uratował, zrozumiałem, że nie mogę już tak dalej żyć. Miałem tego dosyć. Chciałem normalnego życia. Teraz ojciec jest w Azkabanie, więc mogę stać się kimś innym.
Hermiona zastanawiała się, jak człowiek może tyle
wytrzymać. Przecież takie życie to istny horror.
W milczeniu obserwowali, jak słońce chowa się pod
taflą wody, kiedy nagle dziewczyna sobie coś przypomniała.
- O rety! Ron. – Zerwała się z miejsca. – Muszę już
iść. Pogadamy innym razem.
- Dlaczego?
- Może kiedyś ci powiem. Dzięki za dzisiaj. O dziwo
było bardzo miło.
- Też dziękuję, że mogłem się wygadać.
- Kto by pomyślał, że przez głupi przypadek się
pogodzimy? – Uśmiechnęła się.
- Nikt. – Odwzajemnił uśmiech.
- Naprawdę muszę już iść. Skontaktuję się z tobą. Pa.
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, ona już była na
trawniku Weasley’ów. Z mocno bijącym sercem zakradła się do sypialni.
Wiedziała, że raczej nie zdąży przed nim, ale może nie będzie go w pokoju. Był.
- Gdzie byłaś? I jak ty wyglądasz?!
Dopiero teraz ogarnęła, że musiała strasznie wyglądać.
Sukienka zazieleniła się gdzieniegdzie od trawy, do tego miała lekko wilgotne
włosy.
- Jacyś chłopcy oblali mnie wodą, jak wracałam. Byłam
w bibliotece.
- Przeszukaliśmy wszystkie biblioteki.
- Widocznie nie wszystkie.
- Posłuchaj. Jeśli mnie zdradzasz, to pamiętaj, że
tego ci nie puszczę płazem. – Syknął jej do ucha.
- Ron, ja cię nigdy nie zdradziłam.
Jego oskarżenia bolały. Marzyła już tylko o tym, żeby
się położyć i spać. Skierowała się w stronę łóżka i się położyła. Zamknęła oczy
i zachowywała się, jakby nikogo oprócz niej tu nie było.
Usłyszała tylko donośne trzaskanie drzwiami, a potem
zapadła cisza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz