Rozdział 15.



Strzępki niejasnych słów dostawały się do jej umysłu. Proces. Amycus. Draco. Wiedziała, że powinna znać ludzi, którzy stale przy niej byli, ale nie mogła sobie przypomnieć kto to. Ciemność nie pozwalała jej pamiętać. Oblepiała mackami jej umysł, a ona nie miała siły walczyć. Jeszcze nie.
- Kocham cię, Hermiono. – Usłyszała głos. To on dodał jej siły do walki.
Poczuła usta tego mężczyzny na swoich wargach. Ona też go kochała. Czuła to, chociaż nie wiedziała, kim on jest. Chciała otworzyć oczy i go zobaczyć, ale powieki były zbyt ciężkie. Dlaczego on był smutny?
Jego ciepły dotyk na jej dłoni zniknął. Słyszała oddalające się kroki. Wiedziała, że to było pożegnanie. Chciała go zatrzymać. Chciała go zawołać. Chciała, żeby został, ale nic nie mogła zrobić. Szarpała się z ciemnością, która wciąż nie dawała za wygraną.
Wróć!
Straciła kontakt z rzeczywistością.
Proces. Draco. Carrow. Te słowa przeplatały się w jej umyśle, a ona nie potrafiła odnaleźć sensu ich znaczenia. Tym razem zaczęła już się wybudzać na dobre. Spróbowała poruszyć palcami i wokół niej zapadła cisza. Powoli otworzyła oczy. Chwilę to trwało, zanim przyzwyczaiła się do blasku świateł. Była w szpitalu. Chciała coś powiedzieć, ale z jej gardła wydobyły się tylko nieartykułowane dźwięki. Jak na zawołanie ktoś podał jej szklankę wody. Powoli wypiła kilka łyków.
- Dzięki.
Blaise uśmiechnął się sztucznie. Jak miał jej powiedzieć, że Draco czeka proces za zabójstwo, a uratować go mogły tylko jej zeznania. Co prawda i tak dostanie wyrok, ale przynajmniej mniejszy.
- Jak się czujesz? – Zapytał.
- Wszystko mnie boli. – Wysiliła się na uśmiech. – Jak długo tu jestem?
- Cztery dni.
- Co się stało?
- Carrow nie żyje.
Na te słowa odetchnęła z ulgą. Teraz mogła być pewna, że już jej nie skrzywdzi.
- A Wiktor?
- Nie mogli go znaleźć. Jest poszukiwany listem gończym i wkrótce powinien wpaść w ręce ministerstwa.
- Kto zabił…?
- Carrowa? Draco.
Draco. Draco. To imię odbijało się echem w jej głowie. Powinna go znać. Chyba.
- Kim jest Draco? – Zapytała. Chciała, żeby ktoś jej to wyjaśnił. Dlaczego ona go nie zna, a on ratuje jej życie?
- Nie pamiętasz?
- A powinnam?
Było jeszcze gorzej, niż sądzili. Carrow wymazał Hermionie pamięć, w czasie, kiedy ona była nieprzytomna. Nie pamiętała Malfoy’a. Jakie jeszcze wspomnienia jej zabrał? A co, jeśli nie pamiętała całego zajścia.
- Opowiedz mi, co pamiętasz.
- Byłam w jakiejś piwnicy albo lochach. Nie jestem pewna. Rozmawiał ze mną, a Wiktor był jego pomocnikiem. Potem uciekałam przez las. Nic więcej nie pamiętam.
Starała się, ale nic więcej nie mogła sobie przypomnieć, a wiedziała, że coś musi być. Inaczej nie czułaby tej pustki. Takie nieprzyjemne uczucie, że czegoś brakuje. Zamknęła oczy, żeby lepiej się skupić, ale podziałało to jedynie tak, że zasnęła.

Obudziło ją poruszenie w sali. Poruszyła się niespokojnie i spojrzała w stronę zamieszania. Ktoś próbował wejść, ale Blaise za nic nie chciał tego kogoś wpuścić.
- Blaise, wpuść go. – Powiedziała cicho, ale usłyszał.
- Cześć, Miona.
- Harry? Co ty tu robisz?
- Ja… Ten… No… Chciałem cię przeprosić. Nie byłem ostatnio zbyt dobrym przyjacielem, a kiedy widziałem cię nieprzytomną, zrozumiałem, że brakuje mi mojej dawnej przyjaciółki.
- A co z Ginny i Ronem? Przecież nigdy ci tego nie wybaczą.
- Ginny ma setki innych, a Ron jakoś to przeżyje.
- Chciałam ci powiedzieć o Ginny, ale nigdy nie miałam odwagi.
- Wiedziałem od początku. – Posłał jej słaby uśmiech. – Ale miałem nadzieję, że się jakoś ułoży. No. Nieważne. Jak się czujesz?
- Bywało lepiej. – Tym razem to ona się uśmiechnęła. Czyżby to całe wydarzenie poskutkowało tym , że odzyska najlepszego przyjaciela? Tak bardzo tęskniła za dawnym Harrym. Za tym, którym nie rządziła sława i pieniądze. Za tym, który był taki troskliwy i chętny do pomocy. Za tym, z którym tyle przeszła. Ale czy potrafiła wybaczyć mu ten czas, gdy tak podle ją traktował?
- Przepraszam, że byłem takim gnojkiem. Nie wiem, co się ze mną działo.
- Harry, nie przejmuj się.
- Byłem ślepy. Nie chciałem widzieć, jak bardzo Ron cię rani. Cóż. Ginny chciała pieniędzy i życia na poziomie, a ja jej słuchałem. Czy jest szansa, że mi wybaczysz?
Mówił szczerze i ona to widziała. Wrócił dawny Harry Potter.
- Myślę, że z czasem jeszcze uda się to naprawić. – Powiedziała.
- Jesteś wspaniała.
Jeszcze z jakąś godzinę rozmawiali o najnowszych plotkach Hogwartu, o tym, co było na zajęciach. Nawet przyniósł jej parę książek. Pamiętał, że uwielbia czytać. Chciała wierzyć, że się zmienił, ale jakaś część jej natury jeszcze nie do końca mu ufała. Za bardzo ją zranił.
- Panna Granger potrzebuje odpoczynku. – Powiedziała Uzdrowicielka, która właśnie weszła do sali.
- Jasne. Mogę wpaść jutro? – Zwrócił się do Hermiony.
- Jeśli chcesz.
- Będę.
Blaise jeszcze chciał z nią rozmawiać o jakimś procesie, ale już nie dzisiaj. Była zbyt zmęczona. A może to ten środek, który właśnie jej podali. W każdym razie po raz kolejny tego dnia zapadła w sen. Tym razem głęboki.

*-*-*

Przyszli po niego zaraz na drugi dzień po tym, jak się z nią pożegnał. Nie protestował. Po prostu oddał się w ich ręce i dał się umieścić w jednej z cel w ministerstwie. Miał tam czekać do samego procesu. Dni mu się nieznośnie dłużyły, ale umilał je na swój sposób Diabeł, który przynosił mu nowiny o stanie zdrowia Hermiony.
Draco był na siebie zły, że jej nie ustrzegł przed tym wszystkim. Uratował ją, ale jakoś nie dawało mu to satysfakcji. Wolałby jej wcale nie ratować. Mogłaby teraz siedzieć w bibliotece i się uczyć, albo rozmawiać ze znajomymi. A zamiast tego leżała nieprzytomna w Mungu. To nie tak miało być.
Przypomniał sobie, jak pochylała się nad swoją pracą domową, marszcząc delikatnie brwi i przegryzając wargę, gdy coś jej się nie zgadzało. Miał wtedy ochotę zabrać jej to wszystko z rąk i pocałować. Ich jedyny pocałunek. Tak bardzo jej wtedy potrzebował. Teraz też jej potrzebował. Nie dlatego, że jej zeznania pozwolą mu zyskać krótszy wyrok. Głównie dlatego, żeby była przy nim cała i zdrowa.
Szczęk zamka, otwarcie się drzwi i krótkie powitanie z Blaisem. Był jego jedynym przyjacielem i gościem w tej ponurej celi. Twarde łóżko, małe okienko, stół, krzesło, toaleta. To wszystko, na co mógł tu liczyć.
- Co u niej.
- Obudziła się.
Odetchnął z ulgą. Tak bardzo pragnął tej jednej informacji.
- Ale mamy problem.
- Jaki?
- Ona cię nie pamięta.
- Jak to?
- Prawdopodobnie Carrow majstrował przy jej wspomnieniach, zanim zdążyliśmy tam przybyć.
Ona go nie pamiętała. Nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy nie. Z jednej strony mógł ją przynajmniej trzymać od siebie z daleka. Uważał, że przy nim nigdy nie będzie bezpieczna. Nie wiadomo, ilu jeszcze Śmierciożerców czeka na zemstę na rodzie Malfoy’ów. Nie mógł dopuścić do tego, żeby życie jego ukochanej było wiecznie zagrożone. Ale tak bardzo pragnął być przy niej, całować ją, dotykać, dbać o nią.
- Ale poza tym z nią wszystko dobrze?
- Jeszcze dwa dni zostawią ją na obserwacji, a potem już będzie mogła wrócić do Hogwartu.
- Będzie musiała zeznawać?
- Jest jednym z głównych świadków. To oczywiste, że najpóźniej jutro pojawią się u niej ci z Ministerstwa.
- Wiesz już mniej więcej, kiedy ten cały proces ma się odbyć?
- Za tydzień.
- A potem Azkaban.
- Postaramy się do tego nie dopuścić.
- Nawet jeśli teraz mnie uniewinnią, to znajdą tysiąc innych powodów, żeby mnie zamknąć.
- Najważniejsze, to być dobrej myśli.
- Potter był dzisiaj u niej.
- Po cholerę?
- Chyba się pogodzili.
- A dopiero nią tak strasznie gardził.
- Rzekomo się nawrócił.
- Niech tylko ją skrzywdzi znowu, a mu nie daruję.
- Myślę, że nie masz się co martwić. Myśl raczej, jak cię stąd wydostać.
Rozmowę przerwał im jeden z Aurorów. Blaise musiał się zbierać. Zdążyli się już przyzwyczaić do rozmów bez alkoholu, ale do tego, że stale im ją ktoś przerywa jeszcze nie.
Draco został sam. Po raz kolejny przypomniał sobie, jak dał im się tu przyprowadzić. Od razu przyznał się do winy. Nie przepraszał, nie błagał o wybaczenie. Po prostu stał pomiędzy nimi z głową wysoko wzniesioną i powiedział, że zabił Carrowa. Okoliczności łagodzące? Nie dla Śmierciożercy. Teraz zostało mu już tylko czekać na „uczciwy” proces ze świadkami, a potem czekają go długie lata w towarzystwie dementorów. Cóż. Przynajmniej ona była bezpieczna.

*-*-*

Zjawili się u niej, jak tylko dowiedzieli się, że się wybudziła ze śpiączki. W kółko pytali ją o jakieś szczegóły z porwania, ale ona nie bardzo mogła im udzielić jasnych odpowiedzi. Stale marudzili coś o jakimś procesie, na którym ona ma się stawić w charakterze świadka i pomoże skazać jednego ze Śmierciożerców. Miała wrażenie, że nie chodzi im o to, czy on zawinił, tylko żeby go skazać. Pytali i pytali, a ona miała tego coraz bardziej dosyć. Chciała odpocząć.
Czas do procesu spędziła w Hogwarcie. Pewnie i tam by ją dręczyli, gdyby dyrektorka szkoły ostro nie zareagowała. Aurorzy zdążyli już wcześniej kilka razy przerwać jej zajęcia, żeby tylko porozmawiać z Hermioną. Dziewczyna już sama zaczynała przed nimi uciekać. Zazwyczaj chowała się w Pokoju Życzeń.
Jej przyjaźń z Harrym powoli zaczynała się odnawiać. Oczywiście Ron i Ginny wyrzekli się tego, że kiedykolwiek się z nimi przyjaźnili i rozsiewali plotki na temat rzekomego romansu panny Granger ze słynnym Potterem. Szkoła kwitła od plotek. Hermiona miała też jeszcze jednego przyjaciela. Blaise pilnował jej niemal na każdym kroku. Raz o mały włos nie przywalił jednemu z ludzi Ministerstwa, kiedy zdecydowanie zbyt nachalnie zaczął ją wypytywać o związek z Draco, a potem próbował jej wmówić, co według nich się stało. Dziewczyna zastanawiała się stale, o co chodzi im z Malfoy’em. Pamiętała go jeszcze z czasów Voldemorta i w życiu by z nim nie rozmawiała, a co dopiero była z nim w związku. Nie po tym, jakich upokorzeń doznała z jego strony. Blaise naturalnie nic jej nie powiedział, bo Draco go o to poprosił. Czasami miał ochotę złamać to słowo, ale zawsze coś go powstrzymywało.
Siedzieli właśnie w trójkę: ona, Harry i Zabini. Próbowali zrobić zadanie na eliksiry, kiedy ktoś zapukał do drzwi dormitorium dziewczyny.
- Proszę.
Drzwi otworzyły się, a do środka wparowała dziennikarka Proroka Codziennego, Rita Skeeter. Hermiona zaklęła w myślach. Jej obecni przyjaciele chyba myśleli o tym samym, a przynajmniej to mogła stwierdzić po ich twarzach.
- Jestem Rita S…
- Wiem, kim pani jest. – Przerwała jej w połowie zdania. – Proszę natychmiast opuścić to pomieszczenie.
- Ależ, kochanie, ja tylko chcę zrobić wywiad z dziewczyną, która pomogła złapać Śmierciożercę.
- Złapać? Ja nikogo nie złapałam.
- Ale ty pomożesz go skazać.
Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, dziennikarka została wypchnięta za drzwi przez Pottera.
- Mam tego dość. Niech to się już skończy. – Łzy stanęły w jej oczach. Była bezsilna wobec tego, co się działo dookoła. Niechcący stała się głównym świadkiem najgłośniejszej afery od czasów wojny z Voldemortem.
Zabini ją przytulił i pozwolił wypłakiwać się na jego ramieniu. On też zaczynał mieć tego wszystkiego dosyć.
- Powinnaś się z nim zobaczyć. – Powiedział w końcu.
- Po co?
- Żeby porozmawiać. Może wtedy dadzą ci spokój.
Tak na prawdę miał nadzieję, że wtedy dziewczyna sobie wszystko przypomni. No i Draco też się przyda jakaś rozrywka. Był jedyną osobą, która go odwiedzała w innej sprawie niż proces. Raz tylko przyszedł Potter, żeby przeprosić. Ale oczywiście nie mógł nic zrobić. Akurat! Pieprzony wybraniec!
- Pójdę.
- Serio?
- Tak. Kiedy mogę się z nim spotkać?
- Nawet za godzinę. Wszystko zorganizuję.
- Dobra.
- Hermiona, jesteś pewna, że tego chcesz? – Wtrącił Harry. Może i pogodził się z Draco, ale nie uśmiechało mu się, żeby ona się z nim spotkała. Jej nieświadomość bardzo mu odpowiadała, bo Gryfonka bardzo mu się podobała, a zwłaszcza teraz, kiedy Ginny już nie było.
- Tak, jestem pewna.
To było coś więcej, niż tylko pragnienie ciszy i spokoju. Miała wrażenie, że musi tam być, że musi z nim porozmawiać. To było ważne, a jej przeczucia zazwyczaj się sprawdzały.
Wyprosiła Harry’ego i zaczęła się przygotowywać. Blaise poszedł załatwiać wszystko, a ją coraz bardziej dręczyły nerwy. Czego ona się tak strasznie bała? Przecież to tylko rozmowa. Nic więcej.
- Gotowa?
Spanikowana rozejrzała się po pokoju. Blaise oczywiście wszedł bez pukania.
- Nie umiesz pukać? – Rzuciła z irytacją i nadal szukała swojej torebki.
- A nie łatwiej użyć zaklęcia? – Zapytał rozbawiony, kiedy wywracała wszystko na drugą stronę w poszukiwaniach.
- Odczep się.
Znalazła ją na dnie jednej z półek w szafie.
Teleportowali się przed samą budkę telefoniczną. A raczej coś, co tą budkę udawało. W rzeczywistości to było wejście do Ministerstwa.
- Jakbyśmy nie mogli skorzystać z sieci Fiuu. – Westchnęła.
- Niestety, ale najpierw musimy się poddać przeszukaniu i tak dalej, żeby nas wpuścili.
- To bez sensu.
Wcisnęli się do budki i zjechali w podziemia. Blaise bez żadnego wahania poprowadził ją w kierunku celi Malfoy’a. Widać było, że nie był tu pierwszy raz. Bez żadnych protestów poddali się procedurom i już po chwili mogli wejść.
- Gotowa?
- Idziesz ze mną?
Pokręcił tylko przecząco głową. Chciał im dać chwilę sam na sam. Oby się udało.
Niepewnie nacisnęła klamkę i weszła do środka. Drzwi się za nią zamknęło.

- Hermiona? – Zapytał,  niepewny, czy to jego chora wyobraźnia, czy szczera prawda. Chciał ją przytulić, ale się odsunęła.
- Już nie szlama Granger? – Rzuciła lodowatym tonem.
- Nie. – Powiedział cicho. Diabeł miał rację. Carrow namieszał jej w pamięci. Nie wiedział, jak ma się zachować.
- Czego ode mnie chcesz? Myślisz, że pomogę ci się wydostać z tego bagna po tym, co mi zrobiłeś? Jesteś sługą Voldemorta. Brzydzę się kimś takim, jak ty.
- Już nie. Spójrz na moje ręce. Czy nie powinienem mieć tam Mrocznego Znaku?
Rzeczywiście. Ręce miał czyste. Ani śladu po tym przeklętym znaczku.
Zastanawiała się, po co tu właściwie przyszła. Do najgorszego wroga. A tak. Ceną miał być święty spokój. Inaczej pewnie nigdy by się tu nie pojawiła. Do tego wszystkiego dochodziło to, że miała wrażenie, że czegoś brakuje w jej głowie. A szczególnie teraz, kiedy go zobaczyła. Poczuła dziwne ciepło rozlewające się w okolicy serca. Był bardzo pociągający. Musiała to przyznać przed samą sobą. Pragnęła Śmierciożercy. Nie mogła na to pozwolić. Starała się, żeby jej uczucia nie poznały światła dziennego.
- Chcę tylko, żebyś powiedziała, że zabiłem go w twojej obronie. – Powiedział po chwili milczenia. O tak o. Prosto z mostu. Żadnych przeprosin, próśb o wybaczenie. Nic. Tylko „chcę”.
- A jak nie, to co?
- Dostanę dłuższy wyrok.
- I to wszystko?
- Tak. – Nie. Kocham cię, ale ty nie pamiętasz! Nie powiedział tego na głos. Wiedział, że teraz to i tak nie jest ważne. Bez niego będzie jej lepiej. Na pewno znajdzie kogoś, kto się nią zajmie. Ale nikt nie będzie jej tak kochał. Tego był pewien.
Widziała smutek i tęsknotę w jego oczach. Zapragnęła go przytulić i pocieszyć, ale stłumiła w sobie te uczucie.
- W takim razie do widzenia.
Skierowała się do wyjścia. Wiedziała, że jeśli zostanie, spróbuje się do niego zbliżyć. Nie miała ochoty dać mu tej satysfakcji. Była na to zbyt dumna. No i to jej wróg. Powtarzała to sobie, chociaż w głębi duszy marzyła o jego pocałunkach. Pewnie dobrze całował. Stop. Musiała stąd wyjść. Jak najszybciej.
- Będę zeznawać. – Powiedziała jeszcze i wyszła. Oparła się o drzwi.
- Wszystko w porządku? – Zapytał Blaise, który czekał na dziewczynę.
- Chcę wrócić do zamku. Proszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz