Donośny plusk spadających kropel rozbrzmiewał echem w
jej głowie, która bolała ją niemiłosiernie. W myślach już obiecywała sobie, że
nigdy więcej się tak nie upije. Leżała na twardej podłodze. Czyżby spała w
łazience? Ostrożnie otworzyła oczy i rozejrzała się wokół. Rzeczywistość
wydawała się zupełnie inna niż myślała. Znajdowała się w jakimś ciemnym
pomieszczeniu, które przywodziło jej na myśl stare lochy. Próbowała się
poruszyć i wtedy dostrzegła, że jest skrępowana linami. Jej krzyk odbił się
echem po kamiennych ścianach.
- Możesz krzyczeć do woli. Nikt cię tu nie usłyszy. –
Powiedział z szyderstwem w głosie mężczyzna zbliżający się powoli w jej stronę.
Widać było, że upływający czas mu nie służył. Spod czarnego kaptura wystawał
kosmyk siwych włosów, a idąc, sprawiał wrażenie, że za chwilę się przewróci.
Tylko jego oczy płonęły nienawiścią, tak jakby to ona trzymała go przy życiu.
- Carrow. – Wyszeptała przerażona Hermiona.
- Brawo. Gratuluję spostrzegawczości.
- Czego ode mnie chcesz?
- Zemsty.
- Co ci zrobiłam?
- Ty naturalnie nic, ale twój kochaś odebrał mi
najcenniejszy skarb. Ty za to zapłacisz. Ale nie martw się. Pozwolę ci się z
nim pożegnać. – Zaśmiał się szyderczo.
- O kim ty mówisz?
- Pozwól, że ci podpowiem. – Pokazał jej zdjęcie. Było
to uwiecznienie jej pierwszego i jedynego pocałunku z Draco.
- Skąd to masz?
- Cóż. Mam swoich pomocników nawet w Hogwarcie.
Chłopak zgodził się bardzo szybko. Jest bardzo pojętny.
Pierwszą osobą, o jakiej pomyślała Hermiona, był Ron.
Ale jak on mógł współpracować ze Śmirciożercą. Przecież oni z Potterem chlubili
się każdym zabitym przez nich sługą Voldemorta. Chyba, że to była tylko taka
gra pozorów.
- Nie. To nikt ze świty Pottera.
- Jak śmiesz czytać mi w myślach? – Zapytała ze
złością. W tej chwili zapomniała, że tamten ma przewagę.
- A co mi zrobisz? Mam twoją różdżkę. – Zamachał jej
przed oczami kawałkiem drewna, po czym schował do kieszeni czegoś, co kiedyś
uchodziło za szatę.
- Będą mnie szukać.
- Na to właśnie liczę. Bo widzisz, kochana, kiedy on
będzie blisko, wpadnie w moje ręce, a potem w końcu sprawiedliwości stanie się
zadość.
- Co on ci zrobił?
- Przez niego zginęła moja narzeczona. Była
najpiękniejszą kobietą na ziemi, a gdy zgodziła się za mnie wyjść, wprost
skakałem pod niebo.
- Może po prostu się bała.
- Niemożliwe. Ona mnie kochała. A potem przyłapałem ją
z twoim Malfoy’kiem. On ją tam zwabił podstępem, żeby ją zaliczyć. A ona była
taka naiwna. Dlaczego wtedy nie została przy mnie? Zaczęliśmy rzucać zaklęciami
i wtedy właśnie Malfoy ją zabił. Na moich oczach. Ale teraz będzie odwrotnie.
Teraz to on będzie cierpiał tak, jak ja po śmierci Kathie. – Ożywiał się z
każdym wypowiadanym słowem. Chęć zemsty sprawiała, że był przekonany o
słuszności takiego postępowania. – Teraz on poczuje ten ból. Niech błaga, niech
skomli o wybaczenie, ale ja i tak zrobię swoje. Szkoda tylko, że to akurat
musisz być ty. Jesteś taka piękna. No trudno.
- Ale mnie z nim nic nie łączy.
- Nie interesuje mnie, co ty do niego czujesz. Ważne,
co on do ciebie czuje. Facet, który nie kocha, raczej nie porzuca bezpiecznej
szkółki dla poszukiwania mordercy.
- Zabiłeś mu matkę.
- Cel uświęca środki. Musiałem go jakoś zwabić.
- Jesteś chory.
- Uważaj, co mówisz, szlamo. Crucio.
Potężny ból wypełnił ją całą. Zupełnie jakby coś ją
łamało z każdej strony i wypalało od środka. Nie. To zdecydowanie
niedomówienie. Próbowała stłumić krzyk i nie dać mu tej satysfakcji, ale nie
dała rady. To było gorsze od tortur, jakie zadawała jej Bellatrix. Wiła się i
szarpała. W końcu ból ustąpił, a ona ciężko dysząc upadła na posadzkę.
- Jesteś potworem. – Wyszeptała.
- Może i tak, ale to ja mam władzę nad tobą.
- Daj jej już spokój. – Usłyszała tak dobrze znany jej
głos i odwróciła głowę w tamtą stronę.
- Wiktor?
- Odejdź, szczeniaku. Nie będziesz mnie pouczał.
- Nie tak się umawialiśmy.
- Co? Jak to umawialiśmy? Wiktor, o co tu chodzi? –
Pytała Gryfonka. Miała nadzieję, że on pomoże jej uciec, a wygląda na to, że to
on ją tu sprowadził.
- Hermiono, przepraszam. Nie miałem wyboru. On porwał
moją siostrę. Groził, że ją zabije.
- I dlatego mnie wydałeś?
- Ja nie chciałem, ale zrozum. Ona ma dwanaście lat.
To jeszcze dziecko. Kiedy patrzyłem, jak on ją torturował. Nie mogłem. Musiałem
się zgodzić.
- Nie chcę cię więcej widzieć. Ty podły oszuście. A
mówiłeś, że mnie kochasz. Chciałeś, żebym została twoją żoną.
- Bo wtedy byś była bezpieczna. Miałem przyprowadzić
ukochaną Malfoy’a. Wtedy nie wiedziałem, że to ty. Dopiero niedawno to
zrozumiałem, ale nie miałem już wyboru. Przysięga Wieczysta. Rozumiesz? Dopiero
wtedy uwolnił Amy.
- Na twoim miejscu wolałabym umrzeć.
- Teraz to wiem, ale już jest za późno. Wybacz mi,
błagam.
- Cóż za rozkoszny melodramat. Aż mi niedobrze. –
Przerwał im Carrow. – Ale na to będzie czas później. Krum mam dla ciebie
zadanie specjalne. Zwabisz tu naszego arystokratę. Nie obchodzi mnie jak. Ma
być tylko żywy i wszystko widzieć. Potem możesz go zabić. Masz dobę.
- Tak, panie.
- Tchórz. – Podsumowała dziewczyna. – Wolałabym zginąć
niż wydać kogoś w taki sposób.
- Jaka zadziorna. A może by cię tak pod-temperować
trochę, co? Crucio.
Znowu ten ból. Nie słyszała nawet własnego krzyku. Tym
razem jednak zniknął tak szybko, jak się pojawił.
- Muszę przyznać, że świetnie przydzielili ci dom.
Gryffindor, tak? Nie panikujesz, nie płaczesz, nie błagasz o litość. A może
jednak trochę pokory? Może ładnie mnie poproś, a zginiesz tylko ty. Draco
Malfoy wyjdzie bez szwanku. Co ty na to?
- Ty podły…
Nie dane jej było dokończyć. Widać Śmieriożercy
uwielbiali zadawać ból.
- To jeszcze raz. Jesteś gotowa umrzeć za niego?
Przecież wy, Gryfoni, jesteście tacy odważni i gotowi do poświęceń.
- Jaką mam pewność, że nie złamiesz danego słowa? –
Powiedziała powoli, kiedy już uspokoiła oddech. Nie dawał jej dużego wyboru, a
skoro mogła go uratować, to była na to gotowa. Kochała go i nie chciała, żeby
coś mu się stało. Ona i tak miała zginąć. Chociaż w głębi serca miała nadzieję,
że obydwoje wyjdą z tego bez szwanku, to jednak chciała mieć jakieś
zabezpieczenie. Tylko czy on na to zasłużył. Gdyby pomyślał wtedy głową, a nie
tym, co ma w spodniach, to ona dalej by była bezpieczna w Hogwarcie.
Przerażenie, strach i złość mieszała się w niej i miała wrażenie, że zaraz
wybuchnie. Tego było dla niej za wiele. Obiecywała sobie, że jeśli uda jej się
wyjść z tego cało, to nigdy więcej nie odezwie się do Malfoy’a. Zapomni o nim,
choćby to ją miało kosztować wiele.
- Przysięga Wieczysta. – Amycus wyrwał ją z
zamyślenia.
- Na jakich warunkach?
- Nie będziesz próbować uciekać. Tyle mi wystarczy.
- A co ty będziesz z tego miał? Przecież Ministerstwo
będzie cię ścigać.
- Masz rację. Nic. Ale pomyślałem, że taka śliczna
dziewczyna musi mieć jakieś ostatnie życzenie. – Przejechał brudną, kościstą dłonią
po jej policzku. Zadrżała. Strach w niej narastał. Sama nie wiedziała, dlaczego
jeszcze nie zaczęła panikować.
- Panie. – Krum skłonił się przed Carrowem. – Draco
Malfoy przybędzie tu za kilka minut. Przybyłem szybciej, żeby cię uprzedzić.
- Zabawa się zaczyna. Przygotuj ją. – Wskazał na
Gryfonkę i wyszedł.
Wiktor uklęknął przed Hermioną i zaczął rozwiązywać
jej ręce.
- Jeśli spróbujesz uciec, będę musiał cię zabić.
Błagam, nie pozwól mi na to. – Mówił, kończąc rozwiązywać jej nogi.
- Ty podły sukinsynie. – Chciała walnąć go w twarz,
ale dłoń odmówiła jej posłuszeństwa. Za długo była związana. – Jak mogłeś mi to
zrobić?
- Posłuchaj mnie. Chcę ci pomóc, ale jestem związany
przysięgą. Wiesz, co się dzieje, kiedy złamie się Przysięgę Wieczystą? Umiera
się.
- Na twoim miejscu wolałabym zginąć.
- To widocznie jestem tchórzem. Ktoś musi się zająć
moją siostrą. Mama jest ciężko poturbowana przez niego w szpitalu św. Munga.
Nie wiadomo, czy przeżyje. Błagam, zrozum.
Próbowała wstać, ale się zachwiała. Powinna upaść jak
kłoda, ale on ją podtrzymał.
- Nie dotykaj mnie. – Wysyczała.
- Proszę, wybacz mi. Muszę wybierać pomiędzy miłością
do ciebie, a miłością do siostry.
Spojrzała na niego i zaczęła go całować. Musiała jakoś
zyskać na czasie. Położyła ręce na jego torsie. Doskonale zdawała sobie sprawę,
że w kieszeni kurki trzyma różdżkę.
- Nie idź za mną. – Powiedziała, odsuwając się od
niego gwałtownie. Celowała w niego tym magicznym patykiem.
- Hermiona! – Zawołał, ale jej już nie było.
Biegła przed siebie. Miała wrażenie, że nigdy się
stamtąd nie wydostanie. Te podziemia były jak jeden wielki labirynt. W końcu
dostała się do schodów. Nie wahała się ani sekundę. Wiedziała, że będą ją
ścigać. Wiedziała, że jeśli ją złapią, to ją zabiją, a ona nie zamierzała im na
to pozwolić. Złapała za klamkę pierwszych lepszych drzwi. Zamknięte.
- Alohomora.
Szczęknął zamek i mogła biec dalej. Kolejne drzwi, tym
razem otwarte i znalazła się w lesie. Biegła przed siebie. Gałęzie boleśnie
smagały jej ciało, a kolce dziurawiły ubranie, robiąc przy tym rany. Jednak ona
na to nie zwracała uwagi. Uciekała. Była coraz bardziej zmęczona, a jednak
znajdowała w sobie siły, żeby biec. Wola przetrwania. W końcu jak to w takich
akcjach bywa, potknęła się o wystający konar i jak długa upadła na ziemię.
Ostatkiem sił się podniosła i wtedy dobiegł ją odgłos łamanej gałęzi.
- Wybierasz się gdzieś?
Przed nią stał Carrow we własnej osobie. Był wściekły.
- Crucio.
Upadła, wijąc się z bólu. Krzyczała, a łzy płynęły
ciurkiem po jej twarzy. A ból stawał się coraz silniejszy. Powoli pojawiała się
ciemność. Obiecywała chwilę wytchnienia. Chwilę, której ona tak bardzo
potrzebowała. Osunęła się czerń, a w lesie nastała cisza.
*-*-*
Draco z całej siły tłukł się do drzwi salonu
Gryffindoru. Nie słuchał protestów Grubej Damy, która w końcu uciekła z obrazu,
dosadnie wyrażając swoje zdanie na temat tych, którzy dobijają się w środku
nocy.
- Czego chcesz? – Warknął Ron, który wyszedł
sprawdzić, co się dzieje.
- Gdzie jest Hermiona? – Draco złapał go za kołnierz
piżamy w misie. Serio? I to ma być przyjaciel bohatera?
- O czym ty mówisz?
- Co jej zrobiłeś? Współpracujesz z tym sukinsynem?
Mów!
- Draco, spokojnie. On pewnie nie ma pojęcia, o co
chodzi.
- Co się tu dzieje? – Zapytał zaspanym głosem Harry,
który właśnie pojawił się w Pokoju Wspólnym.
- Hermiona została porwana. – Wyjaśnił Blaise, zanim
Draco zdążył się rzucić też na Pottera.
- Ale jak to? – Wybraniec wyglądał na przerażonego.
- Nie udawaj, że cię to interesuje. – Wycedził Malfoy.
- Nawet jeśli Hermiona już nie chce mieć z nami nic
wspólnego, to mnie ona interesuje. Do diabła, była moją najlepszą przyjaciółką.
Pomogę wam ją znaleźć.
Właśnie w tej chwili przybiegł do nich zadyszany Krum.
- Dobrze, że was widzę. Hermiona została porwana.
Musimy się spieszyć. Wiem, gdzie ją trzyma. Zaprowadzę was.
Draco bez zastanowienia ruszył za nim, a potem Blaise
i Harry. Ron zatrzasnął ze złością drzwi do sypialni. Jeszcze mieli czelność go
budzić przez taką sprawę. Jak dla niego to ta szmata mogła zginąć.
- Dalej nie idę. – Stwierdził nagle Wiktor i zatrzymał
się w miejscu.
- Gdzie ona jest?
- W starej siedzibie Voldemorta. W czymś, co
przypomina lochy.
- Ten sukinsyn sprowadził ją tam, gdzie zginęła
Kathleen. – Wysyczał Draco. Próbował się teleportować, ale widocznie miejsce
było dobrze zabezpieczone. Puścił się biegiem przez las. Musiał zdążyć ją
uratować. Nie zwracał uwagi na to, czy oni biegną za nim.
Nagle usłyszał jej krzyk gdzieś na prawo. Skręcił w
tamtą stronę. Kolejny krzyk i kolejny. Ten skurwiel ją torturował.
- Smoku, zaczekaj.
Olał to. Po prostu biegł przed siebie. Musi ją ocalić,
choćby sam miał zginąć.
Nie zdążył nawet wyjąć różdżki. Po prostu wpadł z
impetem na Carrowa i zwalił go z nóg. Zaczął go okładać pięściami, a tamten nie
pozostawał dłużny. Malfoy poczuł, że traci równowagę. Gdy ją odzyskał,
Śmierciożerca już celował w niego różdżką Granger.
- Nawet nie próbuj. – Syknął, widząc, że blondyn sięga
po swoją.
- Co jej zrobiłeś? – Draco podbiegł do nieprzytomnej
dziewczyny. Miał łzy w oczach. Sprawdził jej puls. Był ledwo wyczuwalny.
- Błagam, nie zostawiaj mnie. – Szeptał, nie zdając
sobie sprawy, ze Amycus nadal w niego celuje.
- Avada… - Zaczął, ale nie dokończył. Pięść
Wiktora wylądowała na jego twarzy, pozbawiając świadomości. Kiedy próbował się
podnieść, ktoś inny związał go zaklęciem. Słynny Potter dumnie stał przed nim.
- Potter, czy ty kurwa niczego nie potrafisz zrobić
porządnie? – Odezwał się blondyn. – Avada kedavra. - Rzucił w stronę
Carrowa. Jeszcze chwilę patrzył mu w oczy, które wkrótce zaszły mgłą i zgasły.
- Ty go zabiłeś. – Wyszeptał przerażony Potter.
- Tylko dokończyłem zaklęcie. Zajmij się lepiej
Krumem.
- Żyje. – Powiedział Blaise, który chwilę wcześniej do
nich dołączył.
- A Hermiona? – Zapytał Malfoy jednocześnie z Harrym.
- Z nią jest gorzej. Jest wyczerpana.
- Musimy ustalić wersję wydarzeń.
- I tak pójdziesz siedzieć, Malfoy.
- Potter, idź sprawdzić, czy cię nie ma w zamku.
- To nie czas na kłótnie. – Zganił ich Blaise. –
Musimy ją przetransportować do szpitala.
Miał rację. Obydwaj mieli rację. Pójdzie siedzieć za
Amycusa, ale nie mógł pozwolić na to, żeby tamten miał jeszcze kiedykolwiek
okazję, żeby kogoś skrzywdzić. Ale to się w tej chwili nie liczyło. Ważne, żeby
ona przeżyła. Nie wiedział, co zrobi, jeśli przez niego coś jej się stanie.
Teraz już wiedział, że musi się od niej odsunąć. Jego uczucie do niej, chociaż
prawdziwe, sprowadziło na nią kłopoty. Niewiele brakowało, żeby tamten ją
zabił. Tak będzie dla niej lepiej.
- Draco, idziesz?
- No pewnie.
Zostawili ciało Carrowa tam, gdzie było. Dopiero rano
przekazali Ministerstwu konkretne dane. Zrobił to Potter i Zabini. Draco nie
chciał opuścić szpitala, dopóki stan Hermiony nie będzie się polepszał.
Dlaczego ona ciągle była nieprzytomna? Przecież Uzdrowiciele byli czarodziejami,
do cholery. Niestety uszkodzenia magią były dla czarodziejów tak, jak dla
mugoli zderzenie z samochodem. Mógł tylko czekać. Wiedział, ze gdy tylko się
dowie, że ona z tego wyjdzie, będzie musiał odejść. Nie było innego wyjścia.
Nie wiadomo, ilu jeszcze miał wrogów. Nie mógł po raz kolejny sprowadzić na nią
takiego niebezpieczeństwa.
Wiedział też, że będzie musiał się stawić na procesie.
Dzięki Potterowi nie siedział teraz w kajdanach i mógł czuwać przy niej.
Przyszła Uzdrowicielka. Pokręciła się przy niej i już
zamierzała wyjść, kiedy Ślizgon ją zatrzymał.
- Co z nią?
- Pan jest kimś z rodziny?
- A czy to ważne?
Nie wiadomo, co ją ujęło. Może to ten ból wypisany w
jego oczach prowadzący go na skraj szaleństwa. W każdym razie uzyskał
odpowiedź.
- Jej stan się polepsza. Te nowe eliksiry w końcu dają
efekty. Myślę, że za dwa, trzy dni powinna się obudzić.
- Dziękuję. – Powiedział z wdzięcznością.
Amycus Carrow chciał, żeby Draco cierpiał i mu się to
udało.
- Kocham cię, Hermiono. – Wyszeptał i pocałował jej
tak blade teraz usta.
Wyszedł, nie oglądając się za
siebie. Ostatni raz jeszcze spojrzał na szpital i się teleportował.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz