Dziękuję za ponad 6 tysięcy wyświetleń i głosy oddane w ankiecie (która trwa nadal). Cieszy mnie to, że są osoby, które wchodzą na tego bloga, choćby po to, żeby tylko poczytać. Chociaż trafiają się osoby zagubione, które nie wiedzą skąd i po co się pojawiły. Fajnie, że część z nich zostaje na dłużej. Nowi czytelnicy zawsze radują pisarza/blogera. Dziękuję Wam za to. ♥♥♥
I dziękuję też stałym czytelnikom za ich wierne komentowanie każdego rozdziału. Jesteście kochani ❤❤❤
A teraz zapraszam na nowy rozdział.
CZYTAM = KOMENTUJĘ
______________________
Skorzystał
z proszka Fiuu i za chwilę znalazł się w swoim tymczasowym lokum, które
należało do koleżanki Zabiniego. Rozłożył się na fotelu i leniwym machnięciem
różdżki przywołał do siebie butelkę Ognistej. Solidnie pociągnął z gwinta i
czekał aż ciepło alkoholu rozejdzie się po jego ciele. Nie wiedział, kiedy
zaczął się tak staczać. Pociągnął kolejny łyk. Dawniej tyle nie pił, ale
ostatnio tylko to przynosiło mu ukojenie. I to też nie do końca.
Całe
jego życie wyglądało jak beznadziejny film. Najpierw jego rodzice, potem Czarny
Pan. Żeby było mało, trafił do Azkabanu i stracił dziewczynę, którą naprawdę
kochał. Ile jeden człowiek mógł znieść? Bo on już nie dawał rady.
Każdy
traktował go, jak beznadziejny przypadek. Gdyby nie Narcyza, nie wiedziałby, co
to miłość. Ojciec od samego początku robił z niego sługę Voldemorta. Nie zważał
na to, czy jego syn tego chce. Zresztą dla niego nigdy nie liczyło się nic
więcej, tylko żeby ratować własny tyłek. Jakby nie patrzeć, Voldusia łatwo było
wyprowadzić z równowagi, a wtedy rzucał avadami w każdym możliwym kierunku.
Draco znienawidził ojca z całego serca w chwili, kiedy ten dumny przyszedł z
zebrania i oznajmił, że jego ukochany pierworodny otrzymał zaszczytne zadanie
pozbycia się ówczesnego dyrektora Hogwartu. Że niby jak on miał to zrobić?
Przecież Dumbledore był najpotężniejszym czarodziejem na świecie.
Próbował
wykonać każdy rozkaz Czarnego Pana bez szemrania. Bał się. Panicznie się bał o życie
swoje i matki. Na nikim więcej mu nie zależało. To dla niej złożył Wieczną
Przysięgę, że będzie służył Voldemortowi do końca swoich dni. Na szczęście
Potter go zabił, więc przysięga przestała być ważna. Wychodzi na to, że był
dłużny Potterowi za uratowanie życia aż dwa razy. A może jednak nie. Przecież nie
wydał go, gdy torturowano Hermionę.
Właśnie!
Hermiona. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek pokocha kogoś tak bardzo. Uważał,
że nie jest zdolny do kochania. Był szczęśliwy, kiedy ona była szczęśliwa. Był
smutny, kiedy ona też była. Jakie to dziwne, że całe nasze życie potrafi tak
bardzo ograniczyć się do jednej osoby. Tęsknił za nią i gdyby mógł wybrać,
wolałby ją już z Harrym niż tym pajacem. Hubert nigdy nie zapewni jej właściwej
ochrony.
Kiedy
patrzył, jak udaje jej się przywrócić pamięć rodzicom, chciał cofnąć czas.
Gdyby wiedział, jak może to zrobić, nie pozwoliłby Carrowowi umrzeć. Gdyby
wiedział, nie pozwoliłby jej porwać. A wtedy nadal by go pamiętała i może nawet
kochała. Tęsknił za rozmowami z nią, za jej śmiechem. Gdyby nie zabił Carrowa.
Gdyby tylko wiedział. Ale to już nie ma znaczenia. Ona już nigdy nie będzie
jego. Bo tylko ten, który rzuci zaklęcie zapomnienia, może je odwrócić.
Skończyła
mu się butelka, więc przywołał dwie następne. Czy można umrzeć od namiaru
alkoholu? Chyba tak. Nieważne.
Jej
błyszczące oczy, kiedy rozśmieszał ją jakąś anegdotką. Jej słodkie usta, które
całowały go tylko raz. Jej widok, kiedy leżała poraniona w szpitalu i chłód jej
warg, kiedy po raz ostatni dotknął ich swoimi. Po raz pierwszy odważył jej się
wyznać miłość, ale ona go nie słyszała. Tak cholernie za nią tęsknił.
Zamknął
oczy i nie zdawał sobie sprawy, kiedy zapadł w niespokojny sen.
*-*-*
Tydzień
później wszystko już było dopięte na ostatni guzik. Rodzice dziewczyny byli w
trakcie przeprowadzki do starego domu. Oczywiście ich bagaże zostały
przetransportowane na miejsce za pomocą magii. Jedynym problemem było to, że
nie mogli podróżować magicznymi środkami transportu, więc musieli się zadowolić
samolotem. Hermiona oczywiście chciała im towarzyszyć. Od czasu, kiedy ich
odzyskała, zostawiła ich tylko na moment złapania tego żartownisia. Nie
rozumiała, po co była ta cała szopka. Sama doskonale dała sobie z tym radę,
zanim Hubert zdążył przybyć na miejsce. Harry będzie z niej dumny. Blaise
naturalnie żartował sobie, że tą misję potrafi wykonać każdy pierwszoklasista.
Powoli
nadszedł czas pożegnań ze znajomymi, których już zdążyła poznać. To było
starsze małżeństwo po sąsiedzku, ale Hermiona zdążyła się z nimi zaprzyjaźnić.
Musiała też się pożegnać z Hubertem. Myślała nad tym, czy mu nie wymazać
pamięci, ale odrzuciła ten pomysł. Miała dosyć problemów przez to zaklęcie.
Przysięgła sobie, że już nigdy więcej go nie użyje.
-
Przylecę do ciebie niedługo. - Obiecywał Adams, próbując ją pocałować.
Pozwoliła mu, mając nadzieję, że go więcej nie zobaczy. Nie kochała go. Teraz
już była tego pewna, ale nie chciała łamać mu serca. Dlaczego ona musi mieć
całe życie takie problemy? Dlaczego nie potrafiła się zakochać? Wiedziała, że
to z Hubertem, to była tylko nic nie znacząca przygoda. Dwoje samotnych ludzi
spotkało się w tym dziwnym świecie. Dwoje samotnych ludzi było spragnionych
czułości i miłości. Ale ona już nie mogła dłużej udawać. Noce spędzała u rodziców.
Nie miała ochoty się tłumaczyć, że po prostu nie chce znowu iść z nim do łóżka.
-
Pa, Hubert. Uważaj na siebie. - Uścisnęła go, ale czuła się podle. Może przez
to, że obok stał Harry, który to oglądał. Blaisa nie było, bo stwierdził, że
musi ogarnąć mieszkanie, zanim ona się tam pojawi. Wolała chyba nie znać ogromu
zniszczeń, jakich narobił ze swoją panienką. W końcu ją pozna. Może Zabini w
końcu się ustatkuje? Życzyła mu tego.
-
Gotowa? - Zapytał Harry, kiedy już wyszli na zewnątrz. Wiało, a zimno
przenikało ciało przez płaszcze.
-
Tak.
Teleportowali
się do domu państwa Grangerów. Oni już też byli gotowi. Mieli tylko małe bagaże
podręczne. Stamtąd pojechali mugolskim samochodem, a dokładniej wynajęli
taksówkę. Z trudem, ale udało im się pomieścić w małym aucie. Nikt nie był
skory do rozmowy, więc droga upłynęła im w ciszy.
W
samolocie Hermiona usiadła obok mamy, z daleka od Harry'ego. Chciała pomyśleć,
a jego obecność nie działała na nią najlepiej. Była ciekawa, co oznacza jeden
wciąż powtarzający się sen. Była w nim uwięziona, ktoś próbował ją ratować, ale
nie rozpoznawała swojego bohatera. Potem on ginął, rozlegał się szyderczy
śmiech i zdanie: "Będziesz jego cierpieniem". Czyżby chodziło o
Harry'ego? Wiedziała, że to on ją ratował, kiedy Amycus ją porwał. I Zabini też
tam był. I ktoś jeszcze, ale nie mogła sobie przypomnieć tej twarzy. Z resztą
nieważne.
-
Kochanie, czy coś cię męczy? - Zapytała kobieta, która przypatrywała się
uważnie córce. Zbyt dobrze ją znała, żeby wiedzieć, że coś jest nie tak.
-
Opowiadałam ci o porwaniu na ostatnim roku Hogwartu.
-
No tak.
Hermiona
zerknęła w stronę ojca i Harry'ego. Spali, więc kontynuowała.
-
Od tej pory pojawia się czasami dziwny sen. Nie wiem, czy on coś znaczy.
Czasami zmieniają się detale, ale na końcu zawsze pojawia się zdanie
"Będziesz jego cierpieniem". I mam też takie dziwne wrażenie, że
powinnam o czymś pamiętać, ale nie wiem, co to jest. Mam wrażenie, że wariuję.
I do tego ta cała sprawa z Hubertem. Czuję wyrzuty sumienia. Nie kocham
go.
-
Córeczko, każdy z nas popełnia błędy. Naszym zadaniem jest wyciągać z nich wnioski
i dbać, żeby one się nie powtórzyły.
-
Mamo?
-
Tak?
-
Skąd wiesz, że kochasz tatę? To jakieś konkretne uczucie.
-
Po prostu wiem. To jest jedno z tych uczuć, które, gdy się pojawi, czyni cię
albo najszczęśliwszą osobą na świecie, albo nieszczęśliwcem.
-
Ja chyba nie wiem, co znaczy miłość. Nigdy nikogo nie kochałam. Boję się, że
nigdy nikogo nie pokocham. Nie chcę być całe życie sama.
-
Nie martw się. W końcu pojawi się ten odpowiedni mężczyzna i wtedy już będziesz
wiedziała.
*-*-*
-
Stary, kurwa, ogarnij się.
-
Ale o so ci odzi? - Draco właśnie kończył kolejną butelkę ognistej. Blaise nie
wytrzymał i wyrwał mu ją z ręki. - Oddaj. To moje.
-
Nie ma mowy. Już wypiłeś swój zapas na kolejne lata. Nie będę patrzył, jak mój
najlepszy przyjaciel się stacza. Różdżką lewitował wszystkie butelki do kuchni.
Te puste wyrzucał, a te, w których jeszcze coś było, otwierał, a zawartość
wylewał do zlewu.
-
Idź pod prysznic i się ogarnij. Co by powiedziała moja przyjaciółka, jakby to
zobaczyła.
Draco
wzruszył ramionami. Niewiele go to obchodziło. Właśnie zaczynało mu się kręcić
w głowie i całą swoją siłą woli powstrzymywał się, żeby nie puścić pawia na
czysty dywan.
Zimna
woda spod prysznica lekko go otrzeźwiła. Czuł, jak jego przytępione zmysły
powoli wracają do stanu używalności. Cholera. Nie chciał tego. Znowu będzie
sobie zaprzątał myśli jej osobą. Gdyby teraz się tu pojawiła, prawdopodobnie
nic by go nie powstrzymało, żeby wziąć ją w ramiona i pocałować. A potem może i
coś więcej, ale ona musi się zgodzić.
STOP!
Czerwone światło! Przestań o niej myśleć! Przez nią robi się z ciebie wrak
człowieka. Blaise miał rację. On musi wziąć się w garść. Musi zapomnieć. Może
poprosi Blaisa, żeby rzucił na niego zaklęcie zapomnienia. Skoro i tak ostatnio
w modzie jest działanie na wspomnieniach, to może Diabeł się na to zgodzi.
Wyszedł
spod prysznica i owinął sobie ręcznik w pasie. Nie zważał na mokre plamy
tworzące się wokół niego na podłodze. To tylko jedno machnięcie różdżką.
Spojrzał
w lustro. Miał wrażenie, że widzi całkiem inną osobę. Dopiero co obcięte włosy
już zaczynały odrastać. Do tego zarost trochę ciemniejszy od koloru włosów
zaczynał zamieniać sie w brodę. Był blady. Bardzo blady. Jego cera była niemal
przezroczysta. Do tego wychudłe policzki, a po dawnej rzeźbie nie było prawie
śladu. Jego oczy patrzyły z bólem w kierunku postaci przed lustrem. Blade wargi
już się nie uśmiechały.
Czy
to możliwe, że to był on? Jak bardzo więzienie i utracona miłość może zmienić
człowieka. Blaise miał rację. Powinien wziąć się w garść. Mimo wszystko, nie
wyglądał najgorzej. Zostało w nim jeszcze trochę uroku. Gdyby wziął sie teraz
za ćwiczenia i regularne jedzenie, odzyska dawnego siebie. Może to pomoże w odzyskaniu
jej.
Chwycił
różdżkę i przy jej pomocy skrócił długość włosów. Kolejne machnięcia, a po
brodzie nie było śladów. Tak o wiele lepiej. Może to niewiele, ale jemu
pomogło. Na nowo zaczął wierzyć, że coś jeszcze mu się w życiu uda.
-
Diabeł! - Krzyknął na całe gardło i natychmiast tego pożałował.
-
Czego? - Usłyszał kumpla po drugiej stronie drzwi.
-
Mamy eliksir na kaca?
-
Nie.
-
Kurwa. - Zaklął i złapał się za głowę. Dopiero teraz zaczął odczuwać skutki
ponad tygodniowej libacji. Właściwie co to za libacja. Był tylko on i jego
przyjaciółki, czyli kilka butelek Ognistej Whiskey.
-
Chyba muszę się położyć. - Stwierdził, kiedy już powoli i to bardzo powoli się
ubrał.
-
Dobrze ci tak.
-
Dzięki.
Położył
się na kanapie i z ulgą zamknął oczy.
-
Jak już wytrzeźwiejesz, musimy pogadać.
-
Yhym. - Chciał, żeby kumpel już wyszedł. Podejrzewał, że Zabini okłamał go z
tym eliksirem i chciał mu dać nauczkę. Jednak nie chciało już mu się
ruszać z miejsca. Gdyby to zrobił, jego głowa rozpadnie się na milion
kawałeczków, a każdy będzie bolał.
Zasnął,
a kiedy się obudził, poczuł się dużo lepiej. Wstał i skierował się do kuchni. W
końcu od rana nic nie jadł. Odgrzał sobie jakąś zupę z lodówki.
Rozejrzał
się wokół. Blaise musiał posprzątać, kiedy on spał. Nagle zrobiło mu się wstyd.
Nie był w swoim mieszkaniu. Nie był nawet w mieszkaniu kumpla. Mieszkał u
jakiejś panienki, a zachowywał się gorzej niż kiedykolwiek. Dobrze, że jej tu
nie było.
-
Widzę, że już żyjesz. Świetnie. Musimy pogadać. Chcesz kawy?
-
Która godzina?
-
Koło drugiej po południu. Przespałeś cały ranek.
-
W takim razie poproszę. O czym chcesz pogadać.
-
O tobie.
-
Co znowu?
-
Zachowujesz się strasznie. Zaczynam się o ciebie martwić. Jesteś moim kumplem.
-
Nic mi nie będzie.
-
Daj spokój. Przecież widzę, że przez nią coraz bardziej się staczasz. Zapomnij
o niej.
-
Łatwo ci powiedzieć.
-
Słuchaj. Jestem pod wrażeniem tego, co robisz. To, jak nam pomogłeś było
świetne.
-
Czy ona wie?
-
Nie powiedziałem jej.
-
Uff...
-
Albo z nią porozmawiaj o wszystkim. Powiedz, co się z nią stało, opowiedz o
swoich uczuciach.
-
Albo?
-
Zapomnij o niej.
-
Nie mogę z nią porozmawiać.
-
Dlaczego nie?
-
Po pierwsze, ona mnie nie pamięta i zacznie wyklinać na wszystkie sposoby. Jak
mnie nie zaatakuje na początek to będzie dobrze. Po drugie, ona ma faceta.
-
To Hubert Adams. Ten ze sprawami o szantaże. A tak swoją drogą, to co ty mu
zrobiłeś? Jak wrócił do swojego mieszkania, wyglądał, jakby zobaczył ducha.
-
Bo może zobaczył.
-
I jeszcze jedna sprawa.
-
Jaka?
-
Musisz w końcu znaleźć sobie mieszkanie. Właścicielka przyjeżdża jeszcze
dzisiaj, a ja będę musiał niedługo uciekać. Praca wzywa.
-
Spoko. Najwyżej się przeprowadzę do Malfoy Manor.
-
Nie wiem, czy to dobry pomysł.
-
Czemu?
-
Bo tam będzie z tobą tylko gorzej.
*-*-*
Hermiona
odprowadziła rodziców pod same drzwi. Oczywiście weszła też na herbatę, która
przekształciła się w kolację. Harry zmył się wcześniej, tłumacząc się
obowiązkami w pracy. Zrozumiała, że chciał ich zostawić samych i doceniła to.
Szkoda, że nie mogła się w nim zakochać. Miał w sobie wszystko, czego
potrzebowała.
Zadzwonił
Hubert. Odebrała, zapewniła go, że wszystko w porządku i się rozłączyła. Po
drodze do domu, którą pokonywała pieszo, wyciągnęła kartę i przełamała ją na
pół. Rozejrzała się jeszcze, ale w tak chłodny wieczór nikomu nie chciało się
wychodzić na spacery, więc była sama. Wyciągnęła różdżkę.
-
Reducio - Telefon zamienił się w
proch. Sama do końca nie wiedziała, dlaczego go zniszczyła. Może po prostu nie
chciała nawet z innego numeru dzwonić do Huberta.
Z
małą, podręczną torbą stanęła przy drzwiach swojego mieszkania. Odetchnęła.
Czego się bała? Przecież tam jest tylko Blaise z przyjaciółką. Albo sam. Albo
go wcale nie ma. Może poszedł na jakąś imprezę. Jakiś przymus kazał jej
zawrócić. Coś było nie tak. Czyżby zwariowała?
Powoli
przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi.
-
Blaise? - Zawołała, ale odpowiedziała jej cisza. Była sama. No nic.
Zdjęła
płaszcz i buty. Miała ochotę na gorącą czekoladę. Zostawiła bagaż obok butów i
poszła do kuchni. Nie zdążyła zrobić kroku, kiedy zauważyła cień przy drzwiach
do salonu. Od razu złapała za różdżkę i poszła w tym kierunku. Ręką
wyczuła kontakt na ścianie i zapaliła światło.
-
Co ty tu robisz? - Zapytał blondyn, patrząc w różdżkę skierowaną w jego stronę.
-
Ciebie mogę się o to zapytać. Ja tu mieszkam.
-
Nic ci nie zrobię.
-
Hermiona, spokojnie. - Przybiegł Blaise i stanął pomiędzy nimi. - Jest ze mną.
Opuściła
różdżkę.
Łłłłłoooo to było dobre :D Co ty tu robisz do jasnej..... Anielci :D
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, czy będzie chciała w ogóle z nim rozmawiać... jak to się potoczy i czy wszystko się ułoży? Czy ty musisz tak konstruować rozdziały, żebym się wściekała, że znowu muszę czekać na wyjaśnienia? :(
WENY :*:*:*:*
Tak, muszę tak konstruować rozdziały :). Przyznaję się, że to było w 100% zamierzone. Ale spokojnie. Wszystko się wyjaśni w następnym, który będzie... Jeszcze nie wiem :D
UsuńNo, no, ten rodział jest świetny ^^
OdpowiedzUsuńObiecałam więc jestem...No i doczytałam do końca, tzn. do ostatniego opublikowanego rozdziału. O ile pierwsza część nie zachwyciła mnie w jakiś szczególny sposób - nie mówię ze była zła....o nie , że tak powiem , była "politycznie poprawna", to teraz dziewczyno chylę czoła...niebo a ziemia...będę wypatrywać kolejnych z niecierpliwością... i jeszcze ten Romeo i Julia....moja wyobraźnia spowodowała że bez mała tarzałam się ze śmiechu...wyobrażając sobie niektóre sceny... brawo i oby tak dalej....
OdpowiedzUsuńP.s u mnie 7 rozdział opublikowany... następny w fazie tworzenia pozdrawiam cieplutko
Hi, Neat post. There's a problem together with your website in web explorer, might test this?
OdpowiedzUsuńIE nonethesless is the market leader and a big part of other people will pass over your wonderful writing due to this problem.
My page ... how to hack farm & castle
Hi,
UsuńSorry for problems but I did my website to Firefox or Chrome, cause I think in Poland people use these browsers. I didn't know that someone use IE. :) I'll look where is problem and I'll try repair that.